piątek, 28 sierpnia 2015

Ta mityczna klasa średnia.


Teoria klas w pigułce.

Jeśli zapytać Polaka, do jakiej klasy społecznej należy, w 70% przypadków odpowie, że do „klasy średniej”. Idąc dalej tym tropem, gdy zaczniemy drążyć temat, pytając czym jest klasa średnia, to przeciętny Polak, zrobi wielkie oczy i gwałtownie zamilknie. Ale gdybyście myśleli,że socjologowie i ekonomiści będą w stanie jednoznacznie i zgodnie, odpowiedzieć czym jest klasa średnia w Polsce, to srodze się zawiedziecie.

Większość z nich opowie o „nieostrej” definicji z pogranicza socjologii i ekonomii, lub automatycznie sklasyfikuje w ramach tej grupy społecznej wszystkich przedstawicieli inteligencji, oraz średnią kadrę zarządzającą wielkich korporacji. Inni powiedzą, że przedstawicielami tej klasy, są obywatele, posiadający dochody, pozwalające wykorzystać 1/3 środków na cele „ponadobowiązkowe”. Jeszcze inni będą warunkować przynależności do klasy średniej, wysokością dochodów, ujętą w tzw „widełkach”.

Czym więc jest legendarna klasa średnia i dlaczego media tak nas bombardują tym pojęciem, opisując sukces polskiej transformacji ustrojowej? Swoją drogą gdyby słuchać „rządowych mediów” to, jak pisze prof. Jacek Tittenbrun,( nomen omen- piewca marksizmu):(...)”teraz mamy do czynienia z klasą rządzącą i klasą średnią, poza tym nie ma żadnej innej klasy w społeczeństwie - wszystko uległo anihilacji”. - taki żarcik :-)).

Dlaczego rządzącym tak zależy, abyśmy byli przekonani, że większość społeczeństwa należy do klasy średniej? Po pierwsze dlatego, że świadczyłoby to o poprawie statusu ekonomicznego obywateli, pod światłymi rządami „wybrańców narodu”. Po drugie- każda formacja ustrojowa jest legitymizowana przez klasę społeczną , której służy. Feudalizm przez ziemiaństwo, socjalizm -proletariat a kapitalizm- mieszczaństwo, czyli krótko mówiąc, ową nieszczęsną,w teorii najbardziej liczną- klasę średnią . Gdyby więc, (nie daj Boże :-)), okazało się, że taki twór nie istnieje, lub istnieje w formie szczątkowej, jak należałoby nazywać formację społeczno-ekonomiczną, która funkcjonuje w naszym kraju???

Samo pojęcie klasy średniej, pojawiło się w reakcji na spolaryzowaną, dwubiegunową wizję społeczeństwa w koncepcji marksistowskiej. Marks bowiem nie uwzględnił, w procesie interakcji społecznej, żadnej innej klasy, poza proletariatem i burżuazją. A przecież istnieli jeszcze: drobni rzemieślnicy , przedsiębiorcy i urzędnicy miejscy, których trzeba było jakoś zakwalifikować. :-))

Ujęcie tematu klas społecznych z czasem ewoluowało i w konsekwencji pojawiła się mnogość interpretacji i teorii. Wiadomo, że każde społeczeństwo jest w znacznym stopniu zróżnicowane. Wynika to z przynależności do:
  1. Grup wspólnoty ekonomicznej, określonej stosunkiem do środków produkcji – to: KLASY.
  2. Grup funkcjonujących w ramach określonego stylu życia i możliwości konsumpcji dóbr, do których przynależność, warunkowana jest podobnym poziomem mocy społecznej oraz prestiżu- to :STANY

Max Weber wyodrębniał jeszcze partie, czyli grupy, mające wpływ na sprawowanie władzy, dla których teatrem działań była polityka. Obecnie wszelkie nowoczesne koncepcje klasowe koncentrują się na klasach i stanach jako wyznacznikach zmian strukturalnych w społeczeństwie postindustrialnym.

Jako główny wyróżnik klas przyjęto, obok własności środków produkcji, również współwłasność kapitału ludzkiego. Tak więc jak widać podział na klasy jest bezpośrednio związany z elementem przynależności ekonomiczno-gospodarczej a podział na stany z elementem przynależności społecznej.

Współczesne koncepcje klas zakładają również, że w strukturze społecznej państwa, istnieją trzy duże, niejednorodne wewnętrznie klasy, oraz jedna podklasa dla kwalifikacji „odrzuconych” społecznie.
  • Klasa wyższa, -najmniej liczna -to zamożni obywatele, posiadający środki produkcji, dysponujący kapitałem,oraz ponadprzeciętnym szacunkiem społecznym i prestiżem.
  • Klasa średnia,- właściciele małych i średnich firm, urzędnicy, technicy i inżynierowie,specjaliści oraz przedstawiciele wolnych zawodów :artyści, adwokaci, lekarze.
  • Klasa niższa,- rolnicy, pracownicy fizyczni, robotnicy wykwalifikowani i niewykwalifikowani. Zdarza się jednak, że pod względem dochodów część tej klasy przewyższa przedstawicieli klasy średniej, odróżnia ich jednak niższa kultura życia.
  • Podklasa,- zaliczają się do niej osoby które wypadły poza nawias społeczeństwa- bezdomni, bezrobotni w stanie skrajnego ubóstwa, osoby naruszające prawo itp.


Upadek osiedlowego mitu awansu do klasy średniej.

Uwzględniając wszelkie kryteria kwalifikacyjne, do klasy średniej nie można zatem zaliczyć, ani zawodowego szeregowego i podoficera, ani jego małżonki po szkole krawieckiej, (kijki do nordic walkingu nie są wyznacznikiem statusu Proszę Pani!). Pani Pułkownikowej również nie, mniej więcej z tego samego powodu co małżonkę podoficera. Siebie nie kwalifikuję, ponieważ ze względu na śmierć społeczną, zgotowaną mi przez miejscowych blokersów, ja w ogóle nie istnieję !!!:-))

Panie szeregowy, oprócz faktu zmiany miejsca zamieszkanie, czyli migracji z podmiejskiego sioła do wojskowego habitatu w Świętoszowie lub Żarach, by zaliczać się do klasy średniej, musiałby Pan zarabiać minimum 6000 zł . Dodatkowo trzeba by zmienić przyzwyczajenia kulturowe. Zacząć chodzić do teatru i na wystawy a zamiast drugiego śniadania jeść lunch.

Dodam że wielkomiejska klasa średnia, jada na lunch sashimi za 300 zł porcja. Więc buła z szynką nie mieści się w tych kategoriach. Również chlanie wódy w towarzystwie kolegów z jednostki, w garażu sąsiada, nie jest wyznacznikiem przynależności do klasy średniej. To samo dotyczy imprez plenerowych w ruinach pobliskich koszar,oraz „jarania zioła” z kumplem w samochodzie. A na zabawy w wielkomiejskich klubach Pana nie stać !

Posiadanie 15 letniego Audi oraz fryzury w stylu „jarhead”, lub jak mówię: w stylu „zdechłego borsuka”, też nie jest wyznacznikiem przynależności do tej mitycznej klasy. Oprócz tych zewnętrznych atrybutów, związanych z możliwością konsumpcji dóbr, konieczna jest zmiana w kategorii mocy społecznej. Mowa tu o szacunku społeczeństwa dla wykonywanej profesji!

Obawiam się, że po wycieczkach do Iraku i Afganistanu, zainicjowanych przez Amerykanów a sponsorowanych z podatków obywateli, oraz braku możliwości obrony kraju, dłuższej niż 4 dni. Na szacunek przeciętnego Polaka nie może Pan liczyć!

Kim więc Pan jest w kontekście stratyfikacji społecznej? To dobre pytanie! Na które, jak sadzę, powinien odpowiedzieć Pan sobie sam.

Podobnie rzecz wygląda z pozostałymi proletariuszami, których status finansowy uległ radykalnej poprawie ,z racji zatrudnienia na niemieckich ,holenderskich i diabli jeszcze wiedzą jakich budowach. Panowie oprócz poprawy statusu ekonomicznego, potrzeba jeszcze zmienić nawyki kulturowe! Poszerzyć swoje horyzonty, zmienić środowisko i w ramach procesu zwanego inkulturacją- dostosować się do niego. Bez tego nie ma mowy o żadnym awansie społecznym!
Powodzenia !!!


wtorek, 25 sierpnia 2015

Teoria wybitych szyb w praktyce.

Drodzy mieszkańcy blokowiska, nie posiadam mocy tworzenia rzeczywistości. Fakt, że zauważam zagrożenia, których wy nie chcecie dostrzegać, nie wynika również ze złej woli. Nawet gdybym próbował udawać że wszystko jest w porządku, to życie nie stanie się przez to lepsze... Możliwe, że „czytanie dużej ilości głupot” (jak zauważyła jedna z moich sąsiadek):- „rzuciło mi się na głowę”, ale nie zamierzam z tego powodu, chować jej w piasek.:-)).



Teraz do rzeczy: W 1982 r George Kelling i Caterine Coles w publikacji „Fixing Broken windows: Restoring Order and Reducing Crime in Our Communities”, opisali stworzoną przez siebie nową koncepcję kryminologiczną. Wynikało z niej, że brak reakcji na akty wandalizmu, oraz drobne przestępstwa i wykroczenia, np. wybijanie szyb, malowanie graffiti, śmiecenie - sprzyja poczuciu bezkarności sprawców, prowadząc w konsekwencji do wzrostu poziomu przestępczości kryminalnej. Koncepcję tę nazwali : „Teorią wybitych okien”, (broken windows).



Teoria znalazła potwierdzenie w eksperymentach amerykańskiego psychologa Philipa Zimbardo. Znanego w Polsce głównie z kontrowersyjnego eksperymentu więziennego, tzw eksperymentu”stanfordzkiego”,oraz znienawidzonego za próbę założenia centrum pomocy dla katowickiej, trudnej młodzieży i niepochlebne opinie o stanie zdrowia psychicznego Polaków. Zimbardo zauważył, że między stanem braku kontroli społecznej, a wzrostem przestępczości pospolitej, istnieje bezpośrednia zależność. Przestępstwa o niskim ciężarze gatunkowym, ciągną za sobą coraz poważniejsze jak:

kradzieże,
rozboje,
włamania'
pobicia,
gwałty'
zabójstwa.





Udowodnił to, umieszczając w Bronxie, dzielnicy słynącej z wysokiego poziomu przestępczości, otwarty samochód z podniesioną maską. Już po pierwszych pięciu minutach, autochtoni wymontowali akumulator i drobne elementy wyposażenia, by po dwóch godzinach rozmontować samochód całkowicie. Na ulicy pozostała tylko pusta skorupa nadwozia. Dla porównania drugi, identyczny pojazd umieścił w zamożnej i relatywnie bezpiecznej dzielnicy miasta Palo Alto. Samochód był zamknięty i zabezpieczony przed kradzieżą. Kiedy Zimbardo podniósł w nim maskę, właściciel budynku, pod którym stało auto, opuścił ją w trosce o stan silnika, w czasie intensywnych opadów deszczu. Pojazd stał sobie spokojnie przez kilka dni, aż do momentu, kiedy eksperymentator wybił w nim boczną szybę. Od tej chwili do całkowitego demontażu samochodu, minęło pięć godzin. Tyle było potrzeba by wyglądał on dokładnie tak, jak ten z Bronxu.





Wybicie szyby stało się sygnałem dla przestępców, że pojazd pozostaje nie chroniony, łatwo go więc bezkarnie okraść. Tu mała dygresja dla moich sąsiadów, dziwiących się, dlaczego po zniszczeniu przez niejscowych wandali, dachu mojego samochodu, wydałem pieniądze na jego pomalowanie, oraz zamontowanie kamerki dla monitorowania parkingu. Otóż moi drodzy: nie chciałem by zaniedbany wygląd pojazdu, stał się sygnałem dla oprychów, że można go bezkarnie roz...montować. Jeżdżę sporo po kraju, więc zagrożenie dotyczyło nie tylko „naszego bezpiecznego osiedla”, ale również innych „bezpiecznych osiedli” całej Polski. A dla kręcących kółka na czole, pod moją kamerką - informacja: gdybyście czytali literaturę popularnonaukową i mieli odrobinę empatii, nie musielibyście się pukać po głowie, bo to nie najlepiej świadczy o waszej wiedzy i intelekcie!!!

 Ta sama zasada odnosi się do innych elementów przestrzeni publicznej. Pozostawienie wybitego okna w budynku, świadczy o tym że nie jest on odpowiednio chroniony. Większość powie: przecież jedna wybita szyba o niczym nie świadczy i tylko niedowarzeni naukowcy, mogli coś takiego wymyślić. Tak się zwykle zaczyna - od jednej wybitej szyby, jednego graffiti na ścianie, jednego zniszczonego samochodu, czy zdemolowanego przystanku autobusowego. Powoduje to stopniowe niezauważalne przesuwanie granicy, do momentu, kiedy stanie się coś naprawdę poważnego. Najczęściej wtedy, poszkodowany przestępstwem mówi, że nic nie zapowiadało tak tragicznego wydarzenia, oraz stara się zrzucić odpowiedzialność z lokalnych mieszkańców na jakichś mitologicznych „obcych”. A ta odpowiedzialność istnieje zawsze, jeśli nie za popełnienie przestępstwa to za udawanie że nic złego się nie dzieje.



Warto przyjrzeć się bliżej, praktycznej realizacji działań, zmierzających do likwidacji skutków teorii „wybitych szyb”.Wprawdzie nie jest to nasze polskie podwórko, ale jakże bliskie modelowi społecznego myślenia Polaka – amerykańskie. Na jakość wzorców nie można więc narzekać. W 1994 roku Rudolf Giuliani, były prokurator generalny Nowego Jorku, został wybrany na burmistrza tego miasta, słynącego z legendarnej wręcz przestępczości. Wykorzystując doświadczenia z pracy w prokuraturze, bardzo poważnie potraktował teorię wybitych okien. Dał temu wyraz, zatrudniając na stanowisku szefa policji człowieka, który realizował tę teorię w praktyce, walcząc z przestępczością w nowojorskim metrze. Mowa tu o byłym szefie nadzoru transportu – Williamie Brattonie.

Jako propagator teorii wybitych szyb, zaczął od walki z drobnymi przestępstwami. Policjanci na jego rozkaz zaczęli ścigać czyny karalne, ( jak się to mówi w Polsce ) o „niskiej szkodliwości społecznej”. Wszelkie akty wandalizmu i picie alkoholu w miejscach publicznych, czyli te zachowania, które w społeczności polskich miast uchodzą za relatywnie nieszkodliwe. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Przestępczość w Nowym Jorku w okresie pierwszych dwóch lat realizacji programu, spadła blisko o połowę, by obecnie ,dzięki konsekwencji działania policji, zmniejszyć się do poziomu poniżej amerykańskiej średniej.

Jakie wnioski należy wyciągnąć z tej lekcji?
  1. Nie istnieją przestępstwa o „znikomej szkodliwości” - wszystkie są szkodliwe.
  2. Wszelkie próby bagatelizowania zachowań, które pozornie nikomu nie szkodzą, takich jak : picie alkoholu w miejscu publicznym i akty wandalizmu, mają konsekwencje dla całej lokalnej społeczności, poprzez zachęcanie do popełniania czynów karalnych o większym ciężarze gatunkowym.
  3. Rozliczanie sprawców drobnych przestępstw i wykroczeń jest bezwzględną koniecznością, pozwalająca uniknąć poważniejszych czynów karalnych.
  4. Każda z oznak braku kontroli nad przestrzenią publiczną, musi być natychmiast usuwana, (naprawa uszkodzonych przystanków, zamalowanie graffiti na murach itp.).


 Tak wiem że nasze miasto to nie Nowy Jork, a Polska to nie Stany Zjednoczone. Jednak może warto czasem zrobić coś dla poprawy wspólnego bezpieczeństwa, jeśli nie z poczucia obowiązku, to może chociaż z poczucia zwykłej ludzkiej przyzwoitości? A w przemyśleniach nad słusznością teorii wybitych szyb, niech pomagają fotografie, pojawiające się w moim poście. Wszystkie zostały zrobione w przestrzeni publicznej naszego osiedla. A utrwalone w nich zjawiska są dziełem rąk naszych dzieci, czy to nie daje wam do myślenia Drodzy Sąsiedzi?

P.S
   Zdaje się, że ostatnio włamano się komuś do sklepu a parę tygodni wcześniej do kilku samochodów??? Tu informacja dla Pana G. Nie ja tego nie zrobiłem!!!:-))



















środa, 19 sierpnia 2015

Polska wojna chłopsko-szlachecka




Geneza wojny chłopsko- szlacheckiej



Na wstępie chciałbym wyjaśnić ,że wojna chłopsko szlachecka, wynika ze zderzenia chłopskiego pochodzenia narodu, ze szlacheckim a raczej inteligencko-ziemiańskim etosem III RP. Toczy się w umyśle polskiego społeczeństwa, a fakt jej istnienia, warunkuje masa stereotypów, zagnieżdżonych w świadomości obywateli. Dotyczą :pochodzenia społecznego, zamożności, władzy, rzekomej wyższości poszczególnych warstw społecznych i grup etnicznych, etosu historycznego, itd. Trudno byłoby znaleźć dziedzinę życia społecznego, nieobarczoną brzemieniem stereotypów. Fakt ich funkcjonowania nie jest niczym chwalebnym i wynika najczęściej z ignorancji i kompleksów, oraz potrzeby uproszczeń dla interpretacji zjawisk niezrozumiałych lub niedefiniowalnych. Tych ostatnich jest w naszej historii pod dostatkiem.



Jak, jednak wymagać od Polaków właściwej oceny sytuacji społecznej i politycznej, kiedy 70% społeczeństwa nie czyta, nie tylko publikacji popularnonaukowych i fachowych ale nawet beletrystyki? Jak wynika z badań, opisanych w artykule Małgorzaty Niemczyńskiej w Gazecie Wyborczej „Nie czytamy, naród głupieje”. http://wyborcza.pl/1,75475,13524123,Nie_czytamy__Narod_glupieje.html, ponad 60% Polaków nie miało styczności z żadną książką po skończeniu szkoły. Dotyczy to również tych posiadających wyższe wykształcenie, więc pretendujących do miana elity intelektualnej kraju. Rośnie liczba analfabetów funkcjonalnych, a wraz z nią wydłuża się lista polskich stereotypów, ale to temat na osobny wpis... Cykl artykułów, który ukazał się w miesięczniku "Znak" o chłopskim pochodzeniu polskiego społeczeństwa, doskonale wyjaśnia dlaczego tak się dzieje. Zdaniem prof. Jacka Wasilewskiego powojenna struktura naszego społeczeństwa ukształtowała współczesne zachowania Polaków. 


To dominująca mentalność chłopska sprawiła, że Polacy stali się narodem konsumpcjonistów i odbiorców popkultury. Najprostszym mechanizmem obrony przed nędzą i niedostatkiem, było wśród chłopów gromadzenie dóbr. W chłopskiej mentalności utrwaliło się przekonanie, iż w gospodarstwie wszystko jest potrzebne, niczego nie wolno wyrzucać. Nie planuje się też dłużej niż na kilka miesięcy, bo zawsze zdarzyć się może jakaś klęska żywiołowa.”Pęd ku posiadaniu jest cechą mentalności chłopskiej. W społeczeństwach zachodnich postawa konsumpcjonistyczna jest wytworem kapitalizmu. W Polsce, w której nie było mieszczaństwa, nie było gospodarki wolnorynkowej, jest konsekwencją chłopskiej nędzy. Wartością była i jest rzecz materialna. Niepewność egzystencji i doświadczenia pokoleń wymusiły strategię gromadzenia dóbr, która w wielu sytuacjach była warunkiem przeżycia.1


Chłopstwo w strukturze społecznej przedwojennej i powojennej Polski.



Jak wyglądała struktura społeczna przedwojennej Polski? (…) „Z badań wynika, że w społeczeństwie początków II Rzeczypospolitej dominowała, w liczbach bezwzględnych, warstwa chłopska. Chłopi, czyli właściciele gospodarstw rolnych, stanowili dokładnie połowę społeczeństwa. Biorąc pod uwagę robotników rolnych, prawie 60% społeczeństwa przed wojną to ludność rolnicza, a gdy policzymy także mieszkańców wsi, którzy nie uprawiali ziemi, ale z rolnictwem byli przecież związani lub od niego zależni (jak np. drobni wiejscy kupcy), to de facto ludność rolnicza i wiejska stanowiła w II Rzeczypospolitej 70% społeczeństwa.2



Na 32.108 mln ludności, ziemiaństwo to 1% populacji, proletariat miejski to około 6% a drobnomieszczaństwo 11% z uwzględnieniem ludności pochodzenia żydowskiego, niemieckiego i ukraińskiego, której po II Wojnie Światowej zabrakło na ziemiach polskich. Jest to istotne dla struktury społecznej powojennej Polski ponieważ trzy filary polskiego społeczeństwa zniknęły bezpowrotnie. Ziemianie w większości emigrowali, kapitaliści zostali eksterminowani przez komunistów lub, również uciekli, drobnomieszczanie stracili ¾ swojej liczebności z powodu odpływu ludności: żydowskiej, niemieckiej i ukraińskiej.



Polska inteligencja ,jako najbardziej zaangażowana w walkę z okupantem, praktycznie przestała istnieć. W 1945 r nie było inteligencji i ziemian, które w II Rzeczpospolitej tworzyły elity, ale za to byli chłopi i komuniści. Ci ostatni szybko zrozumieli, że jeśli chcą skutecznie przeprowadzić w Polsce rewolucję, muszą w tym celu wykorzystać chłopów. Tylko jak to zrobić by wykazali się oni zaangażowaniem w działaniu na rzecz komunizmu? Otóż trzeba ich kupić – za cenę obietnicy wykształcenia, pracy i mieszkania w mieście.



Edukacja dla chłopstwa przed wojną kończyła się najczęściej na 4 klasach szkoły powszechnej, a poziom analfabetyzmu wśród nich wynosił ponad 80%. Mechanizm uczestnictwa ludności chłopskiej w tworzeniu socjalizmu pokazują relacje ludzi, którzy pracowali na budowach hut i kombinatów . Jacek Wasilewski w anegdotycznej formie podaje przykład listu pisanego przez młodego robotnika do rodziny na wsi: "Wyleguję się w łóżku do 5, później dają jeść dopiero o 6 zaczynam robotę"3.



Dla tych ludzi Polska Ludowa była szansą awansu społecznego, dostali coś o czym nawet nie marzyli za czasów sanacji : edukację i pracę, za którą im regularnie płacono. Możliwości awansu społecznego wykorzystywali w pełni.



Najbardziej popularnymi zawodami wśród młodzieży pochodzenia wiejskiego, były:nauczyciel, pielęgniarka ,milicjant, żołnierz zawodowy, kolejarz i ksiądz!!!! Jeśli matce udało się wydostać ze wsi, zostając nauczycielką, to starała się zrobić wszystko by jej córka była przynajmniej lekarzem. Mechanizm ten miał zastosowanie do wszystkich pozostałych zawodów, dlatego większość współczesnych elit intelektualnych Polski ma chłopskie pochodzenie, choć niekoniecznie się do tego przyznaje. Podobnie rzecz wygląda z polską generalicją oraz episkopatem, choć w przypadku tego ostatniego, biskupi nie mają kompleksów i otwarcie o tym mówią.


Mit tożsamości inteligencko-szlacheckiej.



W III RP funkcjonuje mit tożsamości inteligencko – szlacheckiej a Polacy intensywnie poszukują rodowych korzeni w szlacheckich spisach i aktach nobilitacji. Mam znajomego, o typowo chłopskim nazwisku rodowym, który dla podniesienia statusu, najpierw przyjął nazwisko żony, (brzmiące bardziej po szlachecku), by potem obnosić się z sygnetem herbowym, dopasowanym do tegoż nazwiska, choć małżonka zaklinała się na wszystkie świętości, że szlachty w jej rodzinie nie było. Coraz mniej w naszym kraju pańszczyźnianych, a coraz więcej szlachty i mieszczan . Skądinąd, nikt jakoś nie zastanawia się nad tym, że skoro w 1939 żywioł chłopski, był najliczniejszą grupą społeczną, to skąd teraz wzięli się ci wszyscy mieszczanie i oficjele dworscy?



Przed rozbiorami (1772) w Polsce 70% obywateli, było chłopami pańszczyźnianymi. Pan był rzeczywistym właścicielem gruntów rolnych, na których, przypisany do nich chłop, musiał odrabiać pańszczyznę. Formalnie nie było to niewolnictwo na wzór amerykański, ale jednak chłop samowolnie nie mógł opuścić gospodarstwa. Jeśli zaś, ziemianin zamierzał sprzedać wieś, to czynił to razem z całym „inwentarzem”, czyli również chłopami. W tym samym czasie w Europie nie do pomyślenia było posiadanie niewolników. A już poza wszelkim wyobrażeniem, mieścił się fakt arbitralnego decydowania o życiu i śmierci innego człowieka. W Polsce dopiero po roku 1768 wprowadzono prawo, które orzekanie kary śmierci, wobec chłopów, przekazywało w ręce sądów grodzkich. Kara chłosty pozostawała jednak, nadal w gestii pana, co sprawiało, że chłop ukarany w ten sposób, bywał zaćwiczony na śmierć, mimo, że nie skazano go oficjalnie na karę śmierci.



Los chłopa pańszczyźnianego niewiele się różnił od losu czarnoskórych niewolników w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Dlaczego więc w Ameryce niewolnictwo jest elementem historii, tragicznym ale pamiętanym, a w Polsce nikt nie chce pamiętać pańszczyzny? Nawet potomkowie chłopów nie podnoszą tego problemu, w kontekście zakłamywania tradycji historycznej. Nie chcą również o tym pamiętać polscy historycy. Pierwszą rzetelną książkę na ten temat napisał francuski profesor Sorbony: Daniel Beauvois, Dla podniesienia rzetelności publikacji, nauczył się języka polskiego, by studiować źródła bez pośrednictwa tłumacza. Książka :"Trójkąt ukraiński. Szlachta, carat i lud na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie 1793-1914"pokazuje odmienną wizję rzeczywistości od tej, którą znamy z sentymentalnych opowieści kresowiaków. Jest to historia o bezwzględnym wyzysku ukraińskiej ludności przez polską szlachtę. O tym, że jeszcze w połowie XVIII wieku polski pan mógł bezkarnie zabić chłopa, dając tym samym powód do szczerej nienawiści, co owocowało w przyszłości, żądzą zemsty na szlachcie.



Podobny sposób oglądu kresowej rzeczywistości, przyjął też socjolog kultury Jan Sowa. W swojej książce "Fantomowe ciało króla" wysuwa tezę, iż Kresy Wschodnie były przez Polskę eksploatowane, niczym zamorskie kolonie przez kraje europejskie. "Jesteśmy [...] przekonani, że Polska kolonii nie miała i mieć nie chciała. To złudzenie wynikające z faktu, że mocarstwa zachodnie koncentrowały się na ekspansji morskiej, tymczasem Polska z uwagi na położenie budowała swe imperium drogą ekspansji lądowej […]. Polska również miała kolonie i dzisiaj nazywa się je Kresami".pisał w felietonie dla 'Focus Historia'.



No cóż w Stanach Zjednoczonych Ameryki, niewolnicy byli Afrykanami, czego nie dało się ukryć. Spadkobiercy niewolników są więc widocznym wyrzutem sumienia amerykańskiego narodu. W Polsce, niewolnicy, wyglądem zewnętrznym nie różnili się od panów. Dzisiaj ich potomkowie nie chcą pamiętać poniżenia i wyzysku przodków. Lepiej udawać że nic takiego nie miało miejsca. Tylko gdzie tu prawda historyczna?




1ZNAK” Maj 2012 nr 684 Marta Duch Dyngosz wywiad z prof. Jackiem Wasilewskim-Wszyscy jesteśmy chłopami.
2„ZNAK” Maj 2012 nr 684 Marta Duch Dyngosz wywiad z prof. Jackiem Wasilewskim-Wszyscy jesteśmy chłopami
3„ZNAK” Maj 2012 nr 684 Marta Duch Dyngosz wywiad z prof. Jackiem Wasilewskim-Zapomniana genealogia Polaków.

Zbiorowy umysł blokowiska


Rzeczywistość natchnęła mnie jeszcze jedną refleksją .Otóż zauważyłem że spadkobiercy chłopskich tradycji w prowincjonalnych blokowiskach, posługują się specyficzną formą „umysłu zbiorowego”.

Polega to na tym, że jeden „osiedlowy swojak”wyrabia sobie negatywne zdanie na temat osoby spoza środowiska lokalnego i puszcza tę opinie w obieg. Każdy następny, niezależnie od statusu, poziomu wykształcenia, czy zajmowanego stanowiska, jest zobowiązany do powielania tej opinii, zgodnie z wersją „narodu”. Dodatkowo w akcie solidarności z pozostałymi, powinien manifestować niechęć, czy wręcz pogardę dla odrzuconej jednostki i w miarę swoich możliwości torpedować wszelkie jej przedsięwzięcia.

W socjologii takie działanie nazywane jest stygmatyzacją. Wymusza ona eskalację konfliktu jednostki z grupą, w obrębie danej społeczności. A w chłopskiej praktyce wywodzi się bezpośrednio ze "sztachetologicznej" koncepcji dyskusji, kiedy to cała wieś w opozycji do obcego, z żądzą mordu na twarzach, chwytała za sztachety, Siła dyskusji zależna była od tego, czy sztachety miały gwoździe czy nie.

W tym konkretnym przypadku miałem okazję do konfrontacji z elitą osiedlowego systemu edukacji:Panią P. miłą, skądinąd osobą, nauczycielką . Nigdy, przez cały okres zamieszkania w tym smętnym blokowisku, (czyli 26 lat), nie zamieniłem z nią jednego zdania, nigdy również w żaden sposób nie działałem na jej szkodę. Krytykuję natomiast otwarcie polski system edukacyjny, oraz sposób wynagradzania nauczycieli, jako wybitnie anachroniczne, nieprzystające do realiów i potrzeb.

Otóż ta pani: nauczyciel, pedagog, osoba dojrzała, z aspiracjami do zaliczenia w krąg elit intelektualnych kraju, na mój widok, bez słowa, zaczęła się pukać po głowie, po czym rzuciła się do ucieczki.!? Wyciągnęła przy tym z kieszeni telefon komórkowy( zapewne dla samoobrony). Byłem tak zaskoczony jej reakcją, że zdobyłem się jedynie na pytanie czy ma „dobrze w głowie” na co pani odpowiedziała „dzień dobry”!?

Okoliczności były groteskowe, choć dla mnie jak najbardziej zrozumiałe . Wcześniej zniszczono mi samochód, polewając karoserię kwasem, zdemolowano piwnicę i wrzucono motocykl do miejscowego ścieku. Tak więc poziom reakcji ze strony elity intelektualnej, lokalnej społeczności wcale mnie nie zdziwił. Jaka społeczność takie elity. Późniejsza relacja pani z każdym dniem nabierała dramatyzmu i w końcu okazało się, że ścigałem ją po chodniku rowerem, ponieważ powiedziała mi dzień dobry!??? W co, jak miałem się okazję przekonać, uwierzyli wszyscy.

Nie jestem w stanie polemizować z tak postawionym problemem, tylko zastanawiam się czego może nauczyć ta pani nauczycielka i jak wychowa następne pokolenia ,oraz czy na pewno można ją nazwać PEDAGOGIEM? Serdecznie Panią pozdrawiam, ponieważ dowodzi Pani słuszności moich obserwacji, oraz skuteczności krytyki. Jeśli tyle osób zebrało się by mi dokopać, to znaczy że jestem w tej mierze skuteczny. Tylko człowiek pozbawiony poglądów nie ma żadnych wrogów. Zmotywowało mnie to również do pisania tego bloga, więc powinienem być wdzięczny. Dodam, że Pani mąż zdecydowanie przecenia Pani możliwości intelektualne, ale ja mu tego nie powiem, niech to pozostanie między nami...

wtorek, 18 sierpnia 2015

Chłopskie kompleksy



 
W naszym kraju istnieją w użyciu pewne zwroty, uznawane za szczególnie obraźliwe. Zaliczają się do nich obok „żyda”i „pedała”, „kmiot i wieśniak”. Co ciekawe kontekst tych dwóch ostatnich słów, najczęściej odnosi się do poziomu zamożności, a niezwykle rzadko do niskiego poziomu kulturowego, co w sposób oczywisty, mógłby sugerować brak dostępu do dóbr kultury, nieobecnych na wsi. Podczas emocjonalnej wymiany zdań na tematy ogólnospołeczne, w rozmowie z jednym z sąsiadów, mechanicznie użyłem obiegowego zwrotu: „chłopie”. W człowieka jakby piorun strzelił, zaczął wrzeszczeć, że on sobie nie życzy, by tak do niego mówić, ponieważ od 30 lat mieszka w mieście i jest emerytowanym oficerem Ludowego Wojska Polskiego, co samo w sobie sprawia, że szacunek mu się należy.

Gdyby to był jednostkowy przypadek przeszedłbym nad tym do porządku dziennego, lecz z podobną reakcją zetknąłem się wielokrotnie. Obudziło to we mnie diabelską przekorę i stwierdziłem radośnie: że przecież, o ile wiem, to jego tatuś i dziadziuś byli chłopami… I tu znów się zdziwiłem, ponieważ pan C. zrobił się czerwony na twarzy i wywrzeszczał, że chłopi to byli w czworakach, u pana, a jego przodkowie to „włościanie”, ponieważ „robili na swoim”. O! zrobiło się poważnie -myślę sobie, i znów przekornie konstatuję, że aby być włościaninem to chyba trzeba mieć „włości”. Jego przodkowie natomiast pracowali w Państwowym Gospodarstwie Rolnym, więc o włościach mowy nie ma. Pan C. zrobił się fioletowy i poinformował mnie że włości to mieli na Kresach Wschodnich, a Stalin ich tu przesiedlił, obniżając przy okazji status społeczny do poziomu robotnika rolnego. No skoro robotnika to chyba status się podniósł- mówię , bo proletariat stanowił „wiodącą siłę narodu”,a ty sam zostałeś oficerem LWP. To chyba lepiej niż orać w polu? W tym momencie usłyszałem,że za takie gadanie powinienem dostać wpier…, ale pan oficer jest za stary żeby się nadwyrężać, więc to szczęście mnie ominie.


 Nie mogłem zrozumieć co złego jest w posiadaniu chłopskiego pochodzenia , że „socjalistyczne elity” tak bardzo się go wstydzą? Pomyślałem ,że może młodsze pokolenie, urodzone w III Rzeczpospolitej, „nobilitowane” uczestnictwem w misji irackiej i afgańskiej, bez kompleksów pochwali się swoją chłopską tożsamością . Jakże się jednak zawiodłem. Teraz obietnicę wpier.. dostałem już po pierwszym pytaniu o pochodzenie społeczne. Po indagacji na temat znajomości sanacyjnych tradycji jednostek wojskowych, w których dziarscy wojacy służyli, musiałem się natychmiast ewakuować. Okazało się, że panowie żołnierze, nie tylko nie znają historii II Rzeczypospolitej, ale uważają również, że jest to, imiennie moja wina. Żal mi się ich zrobiło, że muszą żyć w stanie permanentnej schizofrenii. Ciężko jest być żołnierzem armii która w 1993 roku jednym rozkazem zmieniła tradycje z komunistycznych na sanacyjne, będąc jednocześnie potomkiem klasy społecznej, która najwięcej skorzystała na „realnym socjalizmie”. To nawet w najbardziej ociężałych umysłach, musi budzić wątpliwości. Mam nadzieję, że takie wątpliwości obudziłem swoimi pytaniami.



piątek, 14 sierpnia 2015

Postawa sprytnego niewolnika


Postawa sprytnego niewolnika” to element postkomunistycznego spadku. Przypadłość, wynikająca bezpośrednio, z mariażu chłopskiego pochodzenia z komunistyczną mentalnością. Rafał Ziemkiewicz w książce „Polactwo”, nazywa ją postawą „cwanego niewolnika”. Wykształciła się w czasie, kiedy stan anomii społecznej, uniemożliwiał samorealizację .Zrodziło to przekonanie, że wolność należy rozumieć, nie jako dążenie do emancypacji, rozwoju osobistego i korzystania z pełni praw obywatelskich, ale jako prawo do samowoli, bez konieczności oglądania się na obowiązujące przepisy i dobro innych. Taka „sarmacka samowola, połączona z chłopskim mędrkowaniem”. 

Tę postawę wzmocniła w III RP propagandowa wizja sukcesu, polegającego na manifestowaniu konsumpcji. Dlatego Polacy notorycznie łamią zasady życia społecznego, ruchu drogowego, wszelkie możliwe przepisy administracyjne i wybiórczo nie potępiają niektórych przestępstw. W ramach tej postawy funkcjonuje również, znana od stulecia filozofia Kalego - „jeśli Kali ukraść- to dobrze, a jeśli Kalemu- to zbrodnia”. Cwanego niewolnika nie obchodzą zmiany w systemie społecznym i politycznym, ponieważ koncentruje się on na przystosowaniu do każdych warunków, a jego celem jest wyciągnięcie z każdej sytuacji jak największych korzyści. Dla niego przedstawiciele władzy to: „ONI”i „ZŁODZIEJE”,których trzeba orżnąć na podatkach i na wszelkie możliwe sposoby zdyskredytować ich bezinteresowność i chęć zmian na lepsze. 

Cwany niewolnik nie dostrzega też potrzeby budowania społeczeństwa obywatelskiego, bo to ograniczałoby jego aktywność w „szarej strefie” i odbierało moralne uzasadnienie dla nieposłuszeństwa. W życiu codziennym niewolnik korzysta z zasady Charlesa Fourier :„Człowiek stosujący moralność na co dzień ponosi szkodę , gdy korzyść odnoszą Ci, który przywdziewają ja niczym maskę .” Dla niego moralne jest to co pozwala mu odnosić korzyści, a niemoralne to co go ogranicza, (również krytyka). Dlatego wszelkich oponentów i myślących inaczej, trzeba zniszczyć, w każdy możliwy sposób. 

 Podpiera się też zasadą „vox populi”, choć jak uważa Bertrand Russel „Jeśli tysiąc osób mówi jednym głosem, to nie jest to żadne vox populi, tylko wielka bzdura. Skoro 80% to oportuniści, jak wymagać od nich racjonalnej oceny sytuacji?”Ludzi prezentujących postawę obywatelską, w duchu republikańskim, cwany niewolnik uważa za kapusiów i konfidentów. Często też podejmuje pracę w zawodach, pozwalających mu korzystać ze szczególnych uprawnień, chętnie zostaje policjantem, żołnierzem zawodowym, strażnikiem miejskim, strażnikiem leśnym pracownikiem S.O.K. Zawody te choć nie gwarantują szczególnie wysokich zarobków, to pozwalają na dowartościowanie kosztem innych, oraz wykorzystanie, wypracowanej pozycji dla własnych celów. Można to nazwać awansem społecznym na skróty...

W polskim kapitalizmie cwany niewolnik, pozostaje w niewoli własnej ignorancji i siermiężnego konsumpcjonizmu, albowiem jaki kapitalizm taki konsumpcjonizm...

wtorek, 11 sierpnia 2015

Mit polskiego komunizmu

Legenda dobrej komuny


Komuniści zaczęli rządzić zdobytą przez Sowiety Polską w roku 1945. Będąc agentami i lokajami Kremla - zrobili to, co kazał Kreml: wprowadzili siłą sowiecki ład, którego hasłowymi filarami były „demokracja ludowa” (fałszowanie wszystkich wyborów) i„dyktatura proletariatu”, (dyktatura nomenklatury partyjnej - brutalny ucisk we wszystkich dziedzinach, od likwidacji wolnego słowa po „upaństwowienie”, „uspołecznienie” i „rekwirowanie”, czyli kradzież prywatnej własności).”1Jednak w przekonaniu większości Polaków, w naszym kraju panowała szczególna forma socjalizmu. Zetknąłem się nawet z opinią, że ustrój ten nazywany był „realnym socjalizmem”, ze względu na swoją rzekomą unikalność, wynikającą z „niskiej opresyjności i dbałości o obywatela”. Otóż nie! Moi drodzy rodacy - nazywano go tak, ponieważ jako leninowski bolszewizm, z marksistowskim socjalizmem miał niewiele wspólnego. Jedyny wyjątek w tym porównaniu stanowiło przekonanie Marksa i Lenina o nieuchronności rewolucji.


Leninizm jako narzędzie manipulacji  


Postaram się to udowodnić, posługując publikacją Jana Sowy: „Inna Rzeczpospolita jest możliwa..” Krytyka leninizmu jest tu o tyle ciekawa, że sam autor uważa, iż potencjał idei marksistowskiej nie został wyczerpany, ponieważ nikt tak naprawdę nie próbował jej zrealizować, w kształcie zaproponowanym przez Marksa. Ja sadzę, że głównym problemem marksizmu był potencjalny egalitaryzm formuły sprawowania władzy, ponieważ jak pisze Waldemar Łysiak:” Większość każdego społeczeństwa tworzą całkowite przygłupy, nie mające dosłownie o niczym pojęcia - ich czynne prawo wyborcze parodiuje rzekomą nieomylność werdyktu elekcyjnego, budując jej przeciwieństwo, zbrodniczość lub komiczność.”2Zgadzam się z tezą, że w tzw „narodzie” znaleźć można mniej ludzi mądrych niż „tych drugich”, a w „realnym socjalizmie” z formuły nieomylności ludu uczyniono sztandarowe hasło partyjnych demagogów, które mimo jego propagowania, służyć miało jedynie jako narzędzie manipulacji masami.

Jednak wracając do rzeczy: państwo leninowskie było eksperymentem społecznym w żaden sposób nie związanym z ideą marksistowską .”Stanowiło raczej wyjątkową formację społeczno-gospodarczo-polityczną .Dzięki państwowej własności wszystkich środków produkcji przemysłowej, rolniczej i symbolicznej, centralna i niepodzielna władza partii w państwie była połączona z totalnym panowaniem państwa nad gospodarką.”3 Dodać trzeba że własność środków produkcji miała być według Marksa-SPOŁECZNA!!! Nie państwowa. Trocki taki stan rzeczy nazywał nawet:”kapitalizmem państwowym” i zarzucał Leninowi zdradę ideałów rewolucji. Błędne jest więc także nazywanie formacji społecznej, wprowadzonej w sowieckiej Rosji- komunizmem.


Eksperyment bolszewicki  


Marks uważał przeprowadzenie rewolucji w krajach słabo rozwiniętych i słabo zindustrializowanych za bezsensowne. Wynikało to z podstawowych założeń koncepcji marksistowskiej, wyłożonych w „Kapitale”. Zgodnie z postulowaną przez niego logiką - komunizm ma rację bytu tylko w kraju o wysokim poziomie industrializacji, gdzie istnieje dobrze zorganizowany i świadom swoich praw proletariat. Tak więc w grę wchodziły tylko wysoko rozwinięte kraje Europy Zachodniej, w których kapitał pierwotny gromadzono już w czasach kolonialnych. Rosja Carska do roku 1917 była państwem o ustroju feudalnym z elementami kapitalizmu wyspowego. W tym miejscu mała dygresja: w Polsce taki stan rzeczy trwał jeszcze do roku 1939. Koncepcja społeczeństwa komunistycznego nie była więc pomyślana, jako sposób na szybką industrializację w zacofanym i słabo rozwiniętym kraju, lecz miała służyć przejęciu władzy przez proletariat w celu zmiany systemu w kraju już zindustrializowanym.”Do tego mogło dojść tylko w kraju kapitalistycznym, w momencie, kiedy kapitalistyczna logika produkcji wyczerpała już możliwości rozwoju – nie tylko przestała być motorem postępu ale okazuje się być przeszkodą w pełnym wykorzystaniu sił wytwórczych społeczeństwa.4

Marks nigdy nie nakazywał wprowadzać gułagów, rozstrzeliwać opornych ani nawet instalować monopartyjnego i totalitarnego systemu kierowania społeczeństwem. Argumenty przeciw przeskakiwaniu etapów rozwoju potwierdza praktyka funkcjonowania tzw „krajów demokracji ludowej”w których bieda szła w zawody z anomią społeczną. Polska była tego widocznym przykładem od 1945 r do chwili obecnej. Dodać trzeba, że Rosja pod władzą bolszewików przekształciła się w państwo totalitarne, zupełnie odmienne od tego co pierwotnie proponował Lenin. Od 1917 r do 1921r próbował wprowadzać w życie wcześniejsze plany, czyli nadzór rad robotniczych nad procesem produkcji,wielopartyjność oraz liberalną politykę klasową. Dopiero po X kongresie RPK przyznał się do porażki swojej idei, ogłaszając, że Rosja jest zbyt słabo cywilizowana, by wprowadzić tam socjalizm, a proletariat prezentuje zbyt niski poziom kulturowy, by mógł samodzielnie kierować państwem radzieckim. Dlatego w miejsce dyktatury proletariatu wprowadzono dyktaturę partii komunistycznej a w miejsce rad robotniczych,(takiej ówczesnej Solidarności), wprowadzono nomenklaturę partyjną .Dokładnie taki sam wzór państwowości socjalistycznej zafundowano w 1945 r Polsce i innym krajom „demoludów”. W konsekwencji powstała mocno eksperymentalna formacja ustrojowa, nie znajdująca analogii w żadnym z funkcjonujących systemów politycznych i zdecydowanie odbiegająca od podstawowych założeń marksizmu


Blokowiska i chłoporobotnicy  


Polska Ludowa stała się miejscem jeszcze jednego eksperymentu. Mianowicie po II Wojnie Światowej szybko okazało się, że liczebność wiodącej w nowym systemie, klasy robotniczej, jest delikatnie mówiąc bardzo niska. Poniesione w działaniach wojennych straty, połączone z koniecznością zasiedlenia ziem zachodnich, (gdzie w 1939 r mieszkało 10 mln ludzi), sprawiły iż liczebność całego proletariatu miejskiego wynosząca około 6% populacji, była niewystarczająca do samodzielnego kierowania państwem. W porównaniu z 70% chłopstwa dawało to bardzo mizerny wynik. Dlatego w okresie od 1945 r do 1956 r przeniesiono ze wsi do miast około 5 mln chłopów, zasiedlając nimi nowo powstałe osiedla robotnicze. Następne 1,2 mln pracowało w przemyśle, dojeżdżając do pracy ze wsi. Dzięki czemu powstał nowy twór socjologiczny, nazywany w piosence Maryli Rodowicz „Niech żyje bal”- „boa-grzechotnikiem”, czyli: chłoporobotnik. Proces zasiedlania miast ludnością wiejską trwał nieprzerwanie do końca lat 80-tych, ze szczególnym nasileniem w epoce gierkowskiej, kiedy to stworzono architektoniczny koszmarek wielkopłytowych blokowisk. W ten sposób nie tylko zaburzono przestrzeń architektoniczną miasta, ale również dokonano ruralizacji przedmieść, czyli mówiąc wprost - zawleczono „kulturę wiejską” do miast. Dobito w ten sposób polskie mieszczaństwo, instalując na jego miejsce tzw: „nowy proletariat”. Obecnie blokowiska stanowią 2/3 substancji architektonicznej byłych miast wojewódzkich i powiatowych, oraz 1/3 aglomeracji wielkomiejskich. Zamieszkuje w nich 12mln ludzi, przekonanych że to normalne iż 2000 osób gnieździ się na 1km². Daje to również odpowiedź na pytanie co jest nie tak z polską klasą średnią .Odpowiedź jest prosta :jest jej „aż” 897 tyś w 5 największych miastach Polski, a reszta to proletariat miejski, usytuowany tam gdzie pozostawiła go komuna czyli w blokowiskach. Uwierzcie mi drodzy „blokersi” tak nie wyglądają i nie funkcjonują normalne miasta….




1Waldemar Łysiak.”Stulecie kłamców” Warszawa-Chicago wyd 2. 2000s.101

2Waldemar Łysiak.”Stulecie kłamców” Warszawa-Chicago wyd 2. 2000s.104

3Jan Sowa „Inna Rzeczpospolita jest możliwa. Widma przeszłości, wizje przyszłości”. Grupa wydawnicza Foksal warszawa 2015 s 104

4Jan Sowa „Inna Rzeczpospolita jest możliwa. Widma przeszłości, wizje przyszłości”. Grupa wydawnicza Foksal warszawa 2015 s 105











Socjalistyczna sielanka.

Dwadzieścia pięć lat temu, wraz z nadejściem,(oczekiwanej podobno przez społeczeństwo) wolności- osiadłem w typowym, polskim,prowincjonalnym blokowisku. No może nie do końca typowym, ponieważ było to blokowisko wojskowe. Zamieszkiwane przez przedstawicieli wszystkich rodzajów broni i służb. 

Moje zdziwienie budził fakt spokrewnienia bądź spowinowacenia większości mieszkańców. W istocie -społeczność tej enklawy ludowej demokracji była plemienną wspólnotą klanów, podwieszonych, pod oficjeli wojskowych, zatrudnionych w usytuowanej niedaleko dywizji. W tej sytuacji wartość jednostki budowało przekonanie że ..”nieistotne kim jesteś-ważne kogo znasz”. Żyło się tu od poligonu do poligonu i od imienin do imienin, poprawiając wizję szarej rzeczywistości alkoholem. 

Od czasu do czasu zgnoiło się jakiegoś niepokornego sąsiada (o ile nie miał wyżej postawionego krewniaka) a podoficerowie mogli się dowartościować jako społeczni inspektorzy ruchu drogowego, gnębiąc starszych od siebie stopniem-dysponentów pojazdów. Funkcja ta w zakresie mocy społecznej, była odpowiednikiem popularnego w środowisku cywilnym „ormowca”. 

Oficerom pozostawała jedynie półoficjalna droga przyśpieszonego awansu, zależna od pozycji krewnego we władzach wojskowych. W tej sytuacji błogosławieństwo poprawy pozycji społecznej spływało również na żony i dzieci. Tak więc w drzwiach osiedlowego sklepiku pani porucznikowa musiała przepuścić panią pułkownikową ,a jeśli nie zdążyła, mogła usłyszeć powszechnie stosowany zwrot: „czy pani wie kim jest mój mąż”? Syn majora lał syna sierżanta a ten ostatni martwił się tylko o to aby przypadkiem syn szefa nie nadwyrężył za bardzo mięśni, bo mogłoby się to odbić na premii czyli tzw „miesięczniku”. 

90% mieszkańców osiedla pochodziło ze wsi i małych miasteczek,więc w sobotnie popołudnie ciągnęły tu tłumnie karawany rodzinnych dostawców żywności. Gwarantowało to tłustą zagrychę na sobotnio-niedzielną popijawę, bez konieczności opędzania imprezy kiszonym ogórkiem. Żyło się „dostatnio i szczęśliwie”

Nagle, ten uładzony obraz socjalistycznej rzeczywistości rozsypał się w proch. Niejaki Pan Michnik ,był uprzejmy wmówić dziesięciu milionom aktywnych członków „Solidarności” z 1980 r, że to o co walczyli nazywane jest kapitalizmem. Obiecał też wraz z kolegami z KOR-u w imieniu wszystkich robotników, dogadać się z władzą , by ramię w ramię z komunistami zaprowadzić w Polsce nowy ład społeczny, czyniąc ją mlekiem i miodem płynącą. 

Był to moment który zainicjował mój epicki rejs ku samozniszczeniu-ponieważ ja uwierzyłem że teraz wszystko ulegnie zmianie. Uwierzyłem iż bolszewia wreszcie się skończy, komuniści zostaną rozliczeni a społeczeństwo, przeobrażone w duchu obywatelskim, zacznie funkcjonować normalnie. Podobnie jak miliony innych uwierzyłem w sprawiedliwość i zadośćuczynienie obiecane przez premiera Mazowieckiego. Jakże się jednak myliłem…

Kilka słów wyjasnień

Na początek muszę przyznać, że jestem niezwykle przywiązany do swojej prywatności, uważam ją nawet za pewien rodzaj świętej własności, należnej każdej jednostce. Zrozumiałe więc że nigdy nie zamierzałem prowadzić bloga,ponieważ wiąże się to z uzewnętrznianiem uczuć i sądów,oraz „publicznym patroszeniem duszy”, co odbieram jako wyjątkowo niekomfortowe.

Jednak kilka osób z którymi jestem skonfliktowany, postanowiło zafundować mi śmierć społeczną,na terenie całego kraju, wykorzystując w tym celu internet. Rozpowszechnili za pośrednictwem tego popularnego medium, zniesławiające mnie informacje wraz z wizerunkiem, (co skądinąd jest przestępstwem), wierząc w swoją bezkarność, i jak dotąd uchodziło to im na sucho. Ludzi tych, z racji kultywowania Schopenhauerowskich, czy może raczej- bolszewickich tradycji społecznej dyskusji, nazywał będę:bolszewikami. Są to zresztą w większości byli komuniści oraz ich dzieci i krewni, wierzący niezłomnie że „...jeśli nie jesteś z nimi to jesteś przeciw nim. Rekrutują się zarówno spośród członków nomenklatury jak i szarego proletariatu,któremu komuniści ongiś wmówili że jest solą ziemi.”Ludzie ci są przekonani iż demokratyczna polemika polega na forsowaniu egalitarnych czy wręcz populistycznych idei. Wierzą również do tej pory, że demokracja to rządy ludu, rozumiane jako zespół arbitralnych działań przeciw prawdziwym i wyimaginowanym wrogom. A to wszystko ma miejsce 25 lat po rzekomej śmierci komunizmu!

Otóż nie moi drodzy bolszewicy -u podstaw demokracji leży:PRAWORZĄDNOŚĆ. Co za tym idzie -wszystko co jest należne obywatelowi jest mu należne z mocy prawa, a nie za sprawą widzimisię jakiegoś Jasia czy Wojtusia ani nawet Pana Jana czy Wojciecha, tu przesyłam serdeczne pozdrowienia dla lokalnej policji i przedstawicieli wojska. Nie wystarczy nazwać kogoś „pedałem” i rozpowszechnić tego w internecie by załatwić sprawę. Ja nie skorzystam z porady jednej z sąsiadek abym się „powiesił jeśli mam odrobinę honoru”. Drodzy bolszewicy zamierzam się z wami kopać do końca, żeby pokazać jakim niebezpieczeństwem dla formuły społeczeństwa obywatelskiego jest wasz sposób myślenia i jak dalece tzw. „pokolenie wolności” zostało nim skażone. Jest to bezpośrednią konsekwencją braku ustawy dekomunizacyjnej.

Stworzono wrażenie, że właściwie nie było komunizmu, albo że był on przyjazny obywatelom. Młode pokolenie nie zetknęło się z jednoznacznym potępieniem tego systemu a relacje dziadków i rodziców sugerują, że właściwe to nic się stało, bo przecież nie było innej partii, innej armii ani innych możliwości rozwoju...To wszystko sprawia, że ofiary tego systemu nie zyskały nawet moralnego zadośćuczynienia za poniesione szkody, nie wspominając o ustawie reprywatyzacyjnej czy finansowym zadośćuczynieniu za krzywdy. Ponieważ pomawia się mnie o najróżniejsze niskie pobudki w krytyce polskiej rzeczywistości,oraz funduje śmierć społeczną bez możliwości obrony, postanowiłem użyć tego samego medium, za pomocą którego jestem niszczony do wyjaśnienia moich intencji, oraz pokazania postaw oponentów. Informuję również że zgodnie ze swoim zwyczajem nie zamierzam się kłaniać wszystkim którzy prezentują opisaną postawę. Nawet jeśli jest ich w Polsce 12mln nie robi to na mnie wrażenia, w końcu, jeśli zna się jednego bolszewika to jakby znało się wszystkich.