„Przyczyną tragedii na polskich drogach nie jest alkohol, lecz
są nią nawyki wyniesione z dawnych wieków. Jeździmy tak, jak
jeździli panowie szlachta”1
Gdy obcokrajowiec przyjeżdża po raz pierwszy do Polski ,jest
zaskoczony ilością samochodów na drogach i parkingach. Kiedy
przejdzie mu pierwszy szok, zaczyna się zastanawiać dlaczego
,będący ubogimi krewnymi Unii Europejskiej Polacy, jeżdżą
samochodami o monstrualnych rozmiarach, z silnikami o pojemności
powyżej 2000 cm ³.
Mniej już dziwi go fakt, że
są to pojazdy głównie
15 letnie, bowiem
w odróżnieniu od większości naszych rodaków, zna
pozycję
Polski w rankingu zamożności i
zdecydowanie nie kojarzy mu się ona z „zieloną wyspą”
dobrobytu. Nawiązując do otwierającego post cytatu z artykułu
Arkadiusza Pacholskiego, zacząłem
się zastanawiać, jaką rolę w życiu przeciętnego Polaka odgrywa
samochód.
W
tym
momencie przypomniałem sobie film,
na
podstawie opowiadania Iwana
Turgieniewa- „Koniec
Czertopachowa”, zatytułowany
„Beniamiszek”. Bogusz Bilewski gra tu
rolę zubożałego
szlachcica o
nazwisku Żegota, który
poza zrujnowanym dworem, jest posiadaczem pokaźnego pakietu długów,
oraz wspaniałego rumaka, będącego źródłem zazdrości
wszystkich, lepiej sytuowanych sąsiadów. Mimo trudnej sytuacji
finansowej , choć słuszniej
byłoby powiedzieć - ubóstwa, szlachcic ów, nie chce sprzedać
konia, będącego ostatnim symbolem blichtru minionej epoki.
Nie
tylko nie zamierza go sprzedać , ale co pewien czas pojawia się w
pobliżu posiadłości sąsiada i demonstrując ponadprzeciętne
umiejętności konia, drwi z jego nowoczesnej, jak na owe czasy,
angielskiej mody ubioru i utrzymania koni. W opozycji do wymuskanego
arystokraty w dżokejce i czerwonej kurtce jeździeckiej, Żegota
jest prawdziwym starym „szlachciurą”. Ubiera
się w tradycyjny
polski strój,
przy
boku nosi monstrualne szablisko w czarnej pochwie a jego głowę
zdobi kołpak z czaplim piórem.
Tak przeciętny Polak wyobraża
sobie protoplastów naszych narodowych tradycji. Wyobraźnia
podpowiada, że wyznacznikami odrębności kulturowej szlachty
polskiej, były:
-
koń,najlepiej pełnej krwi arabskiej,
-
szabla, najchętniej: karabela ,( u biedniejszej szlachty zagrodowej, czasami na sznurku),
-
sygnet rodowy z herbem,( tzw „gołota szlachecka” nie miała nawet tego),
-
kontusz lub żupan,
-
kołpak z ozdobną spinką i pękiem piór.
Znacznie
gorzej, że Polak intuicyjne czuje, iż słynna wolność szlachecka
to po prostu samowola, bazująca na hajdamackiej fantazji i
nieokrzesaniu. Wszystko jest w porządku do chwili, kiedy nasz żądny
sukcesu, acz
niezaspokojony w swych ambicjach obywatel,
nie zacznie owych sienkiewiczowskich wzorców, wprowadzać w życie.
Dzieje się to w ograniczonym
możliwościami finansowymi i kulturowymi środowisku, miejskiego
proletariatu, gdzie samochód zastępuje konia, pięść-karabelę
,wyciąg z konta-rodowy herb a czapka „bejsbolówka” -kołpak z
piórami.
Czym przeciętny mieszkaniec
blokowiska mógłby zaimponować swojemu sąsiadowi, mieszkaniem?.
Mają identyczne, różniące się jedynie kolorem użytych farb,
oraz do niedawna jakością płytek ceramicznych i paneli
podłogowych. Jednak od chwili kiedy materiały te stały się
ogólnodostępne, to ich jakość i cena są porównywalne,więc
przestały być wyznacznikami statusu.
Cóż zatem pozostaje blokowemu
„Kmicicowi”? Auto! Pojazd szybszy od innych, z mocniejszym
silnikiem, „niebita 10-15 letnia - funkielnówka” na widok
której, sąsiad najpierw zblednie,a później pobiegnie wziąć
„tani” komercyjny kredyt. Kupi za to niezgorszą maszynę marki
Audi lub BMW, bo jednak Mercedes nie wchodzi w grę z racji nazbyt
wygórowanej ceny…
Nagle w szarym życiu
mieszkańców blokowiska pojawił się cel, rywalizacja na
samochody, żeby być lepszym, szybszym, złamać więcej przepisów
w pędzie do sukcesu,jakim jest dojazd do celu podróży, minutę
przed innymi. Posiadanie samochodu „dobrej” marki, pozwala
wymusić pierwszeństwo przed biedakami w kompaktach i samochodach
rodzinnych, a stresujące sytuacje na drodze dają adrenalinowego
kopa porównywalnego z hajem po skoku spadochronowym.
Można przy tym nauczyć swojego
syna jak poprawnie pokazywać „środkowy palec”, oraz wpoić
dziecku kilka zasad, odnośnie zastosowania w komunikacji werbalnej
podstawowych zwrotów na k...i ch….Tak więc do elementu rozrywki
dochodzi jeszcze program edukacyjny, dla następców w pędzie ku
drogowej wolności.
Czasem jednak na horyzoncie
pojawiają się ciemne chmury,a wraz z nimi lewym pasem przemknie
nowiutki SUV z niewidocznym zza przyciemnionych szyb kierowcą. O
czym wtedy myśli nasz bohater? Pozostaje mu pocieszać się, że
może jest szansa, iż podczas następnej kumulacji, trafi szóstkę
i wtedy zrealizuje swoje szlacheckie marzenia o takim rumaku, jakiego
nie mają w całym województwie, a może nawet w kraju!? Póki co
zawsze można pokazać biedakom w kompaktach gdzie jest ich miejsce!
1http://wyborcza.pl/magazyn/1,136821,15583349,Samochodoza_polonika.html
Arkadiusz Pacholski”Samochodoza polonika” Gazeta Wyborcza”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz