poniedziałek, 7 września 2015

Samochodowa gorączka.


Przyczyną tragedii na polskich drogach nie jest alkohol, lecz są nią nawyki wyniesione z dawnych wieków. Jeździmy tak, jak jeździli panowie szlachta”1

Gdy obcokrajowiec przyjeżdża po raz pierwszy do Polski ,jest zaskoczony ilością samochodów na drogach i parkingach. Kiedy przejdzie mu pierwszy szok, zaczyna się zastanawiać dlaczego ,będący ubogimi krewnymi Unii Europejskiej Polacy, jeżdżą samochodami o monstrualnych rozmiarach, z silnikami o pojemności powyżej 2000 cm ³.

Mniej już dziwi go fakt, że są to pojazdy głównie 15 letnie, bowiem w odróżnieniu od większości naszych rodaków, zna pozycję Polski w rankingu zamożności i zdecydowanie nie kojarzy mu się ona z „zieloną wyspą” dobrobytu. Nawiązując do otwierającego post cytatu z artykułu Arkadiusza Pacholskiego, zacząłem się zastanawiać, jaką rolę w życiu przeciętnego Polaka odgrywa samochód.

W tym momencie przypomniałem sobie film, na podstawie opowiadania Iwana Turgieniewa-Koniec Czertopachowa”, zatytułowany „Beniamiszek”. Bogusz Bilewski gra tu rolę zubożałego szlachcica o nazwisku Żegota, który poza zrujnowanym dworem, jest posiadaczem pokaźnego pakietu długów, oraz wspaniałego rumaka, będącego źródłem zazdrości wszystkich, lepiej sytuowanych sąsiadów. Mimo trudnej sytuacji finansowej , choć słuszniej byłoby powiedzieć - ubóstwa, szlachcic ów, nie chce sprzedać konia, będącego ostatnim symbolem blichtru minionej epoki.

Nie tylko nie zamierza go sprzedać , ale co pewien czas pojawia się w pobliżu posiadłości sąsiada i demonstrując ponadprzeciętne umiejętności konia, drwi z jego nowoczesnej, jak na owe czasy, angielskiej mody ubioru i utrzymania koni. W opozycji do wymuskanego arystokraty w dżokejce i czerwonej kurtce jeździeckiej, Żegota jest prawdziwym starym „szlachciurą”. Ubiera się w tradycyjny polski strój, przy boku nosi monstrualne szablisko w czarnej pochwie a jego głowę zdobi kołpak z czaplim piórem.

Tak przeciętny Polak wyobraża sobie protoplastów naszych narodowych tradycji. Wyobraźnia podpowiada, że wyznacznikami odrębności kulturowej szlachty polskiej, były:
  • koń,najlepiej pełnej krwi arabskiej,
  • szabla, najchętniej: karabela ,( u biedniejszej szlachty zagrodowej, czasami na sznurku),
  • sygnet rodowy z herbem,( tzw „gołota szlachecka” nie miała nawet tego),
  • kontusz lub żupan,
  • kołpak z ozdobną spinką i pękiem piór.

Znacznie gorzej, że Polak intuicyjne czuje, iż słynna wolność szlachecka to po prostu samowola, bazująca na hajdamackiej fantazji i nieokrzesaniu. Wszystko jest w porządku do chwili, kiedy nasz żądny sukcesu, acz niezaspokojony w swych ambicjach obywatel, nie zacznie owych sienkiewiczowskich wzorców, wprowadzać w życie.

Dzieje się to w ograniczonym możliwościami finansowymi i kulturowymi środowisku, miejskiego proletariatu, gdzie samochód zastępuje konia, pięść-karabelę ,wyciąg z konta-rodowy herb a czapka „bejsbolówka” -kołpak z piórami.

Czym przeciętny mieszkaniec blokowiska mógłby zaimponować swojemu sąsiadowi, mieszkaniem?. Mają identyczne, różniące się jedynie kolorem użytych farb, oraz do niedawna jakością płytek ceramicznych i paneli podłogowych. Jednak od chwili kiedy materiały te stały się ogólnodostępne, to ich jakość i cena są porównywalne,więc przestały być wyznacznikami statusu.

Cóż zatem pozostaje blokowemu „Kmicicowi”? Auto! Pojazd szybszy od innych, z mocniejszym silnikiem, „niebita 10-15 letnia - funkielnówka” na widok której, sąsiad najpierw zblednie,a później pobiegnie wziąć „tani” komercyjny kredyt. Kupi za to niezgorszą maszynę marki Audi lub BMW, bo jednak Mercedes nie wchodzi w grę z racji nazbyt wygórowanej ceny…

Nagle w szarym życiu mieszkańców blokowiska pojawił się cel, rywalizacja na samochody, żeby być lepszym, szybszym, złamać więcej przepisów w pędzie do sukcesu,jakim jest dojazd do celu podróży, minutę przed innymi. Posiadanie samochodu „dobrej” marki, pozwala wymusić pierwszeństwo przed biedakami w kompaktach i samochodach rodzinnych, a stresujące sytuacje na drodze dają adrenalinowego kopa porównywalnego z hajem po skoku spadochronowym.

Można przy tym nauczyć swojego syna jak poprawnie pokazywać „środkowy palec”, oraz wpoić dziecku kilka zasad, odnośnie zastosowania w komunikacji werbalnej podstawowych zwrotów na k...i ch….Tak więc do elementu rozrywki dochodzi jeszcze program edukacyjny, dla następców w pędzie ku drogowej wolności.

Czasem jednak na horyzoncie pojawiają się ciemne chmury,a wraz z nimi lewym pasem przemknie nowiutki SUV z niewidocznym zza przyciemnionych szyb kierowcą. O czym wtedy myśli nasz bohater? Pozostaje mu pocieszać się, że może jest szansa, iż podczas następnej kumulacji, trafi szóstkę i wtedy zrealizuje swoje szlacheckie marzenia o takim rumaku, jakiego nie mają w całym województwie, a może nawet w kraju!? Póki co zawsze można pokazać biedakom w kompaktach gdzie jest ich miejsce!


1http://wyborcza.pl/magazyn/1,136821,15583349,Samochodoza_polonika.html Arkadiusz Pacholski”Samochodoza polonika” Gazeta Wyborcza”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz