wtorek, 29 września 2015

Te wredne „szwaby”, czyli osadnicy niemieccy na Ziemi Łódzkiej 1820-1918


Kilka dni temu usłyszałem, że jako potomek osadników niemieckich, nie jestem „PRAWDZIWYM POLAKIEM” :-)) i powinienem z tego powodu wyp.. do Niemiec..” Dokonałem więc małego resume skutków funkcjonowania osadników niemieckich na ziemiach Królestwa Polskiego od chwili zasiedlania tych ziem, do momentu przekazania ich w 1918 r pod administrację polską.


Moi przodkowie przybyli na teren Ziemi Łódzkiej w 1833 r z Bawarii ,na wezwanie ówczesnych władz Królestwa Polskiego, które postanowiły coś zrobić z przemysłową pustynią, jaką był ten region. Inni osadnicy napływali tu z Saksonii , Śląska , Pomorza, Anglii i Francji. Jednoczyło ich to że, wszyscy byli rzemieślnikami, najlepszymi w Europie. Zaliczali się do nich tkacze, murarze, mechanicy, mieli jeden cel : stworzyć warunki dla procesu urbanizacji, poprzez przeobrażenie feudalnej struktury społecznej i gospodarczej Królestwa Polskiego.


To wstyd, że Polska jakiekolwiek zmiany w tym zakresie, we wszystkich przypadkach, zawdzięcza zaborcom. Do chwili rozbiorów w Polsce uprawiało się  tylko zboże,(wykorzystując w tym celu niewolniczą pracę chłopów), oraz produkowało tzw „polską koszenilę” czyli czerwony barwnik z owadów, znanych pod nazwą „czerwców polskich”. W spadku po Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, Rosja odziedziczyła więc ziemię i pańszczyźnianych chłopów, w tym również tych, należących do Kapituły Krakowskiej czyli mówiąc krótko „kościelnej pańszczyzny”. Oprócz tego zaborcy przejęli sporo problemów z przywiązaną do specyficznie pojmowanej wolności szlachtą .


Tak więc wszystko trzeba było tworzyć od podstaw a rzemieślników, potrzebnych do budowy fabryk oraz produkcji włókienniczej, wśród pańszczyźnianych chłopów nie było. Należało więc ich dopiero wyszkolić, za sprawą niemieckich, holenderskich, i żydowskich... tak, tak żydowskich fachowców. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W roku 1839 w fabryce L. Geyera zainstalowano pierwszą w przemyśle bawełnianym maszynę parową. W fabryce K. Scheiblera w 1855 r. uruchomiono mechaniczną przędzalnię a pierwszą tkalnię mechaniczną w 1866 r. w fabryce J.Heinzla.


Bardzo szybko w przemyśle włókienniczym, zatrudnienie znaleźli mieszkańcy małych miast i wsi, co spowodowało sukcesywny napływ ludności., co 10 lat miasto podwajało liczbę swoich mieszkańców. Łódź z 32 tys w 1868 r osiągnęła liczebność 314 tys. w 1897 r. Zelektryfikowano okoliczne miasta, zbudowano drogi, stworzono miejsca pracy dla okolicznej ludności. Wszystko to za sprawą garstki ludzi obcego pochodzenia ,którzy za 3 morgi ziemi i rozłożony na 15 lat kredyt, na budowę domu, podejmowali trud szkolenia nowych, ,polskich rzemieślników oraz wiązali swój los z obcym środowiskiem. Skok cywilizacyjny jaki się dokonał to 150 lat ku nowoczesności, skoncentrowane w pierwszych 30 latach pracy organizacyjnej, za sprawą tych właśnie ludzi.


W chwili przejęcia, przez polską administrację władzy nad tymi terenami w 1918 r Łódź była już wielkim, europejskim centrum przemysłu włókienniczego. Mimo wojennej, rabunkowej eksploatacji przez hitlerowskich okupantów, takim centrum pozostała do końca lat 90-tych, czyli do chwili okrzepnięcia polskiej demokracji i warto pamiętać, że nie byłoby tego wszystkiego bez kilkunastu tysięcy osadników, którzy w większości zasymilowali się do nowego środowiska i mimo obcobrzmiących nazwisk stali się Polakami!


W 1939 r miasto zamieszkiwało około 672 tys. osób wśród których było 231.000 ludności żydowskiej oraz 86 351 Niemców i osób pochodzenia niemieckiego. Tych ostatnich po 1945 r pozostało około 5 tys. Byli to najbardziej spolonizowani obywatele, którzy nie opuścili swojego miejsca zamieszkania ponieważ CZULI SIĘ POLAKAMI!!! Pozostali więc ci,którzy przez całą okupację, również występowali jako Polacy, godząc się na wszelkie wynikające z tego konsekwencje i prześladowania. Tak więc nie zasłużyli, by tzw „lud”, nazywał ich potomków, „szwabami” z jakimikolwiek przymiotnikiem przed tym obelżywym w zamierzeniu słowem.!!!


P.S.

Proponuję by szczególnie zajadli specjaliści od „szwabów” napisali czego dokonali polscy osadnicy na „Ziemiach Odzyskanych” a jeśli się nie doczekam, sam o tym z przyjemnością napiszę :-))!!! Podpowiem, że dobrze byłoby umieścić wskaźniki wzrostu gospodarczego i porównać je ze wskaźnikami  z 1939 r.:-)




wtorek, 22 września 2015

Co się stało z polskim proletariatem?


Zaginiona klasa robotnicza.

Śledząc polskie media, podające informacje o ciągłym wzroście bogactwa Polaków, zaczynamy wierzyć iż jesteśmy zieloną wyspą szczęśliwości. Gdzie zatem podział się polski proletariat? Czyżby jakimś cudownym zrządzeniem losu z dnia na dzień zmienił się w bajkową klasę średnią?

Na to pytanie poszukam odpowiedzi, posiłkując się autorytetem prof. Juliusza Gardawskiego kierownika Katedry Socjologii, Ekonomicznej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Twierdzi on, że (...)”z pewnością nie ma już tak wyrazistych klas ekonomicznych, jakie znamy z okresu industrialnego. Nie znaczy to jednak, że w naszym kraju struktura klasowa zanikła, że staliśmy się społeczeństwem klasy średniej. Dobrym narzędziem opisu naszego społeczeństwa jest klasyczny już schemat Eriksona, Goldthorpego i Protocarero, którzy przyjęli kilka kryteriów położenia klasowego (status ekonomiczny, charakter zatrudnienia, poziom specjalizacji i inne). Traktując te kryteria łącznie, wyodrębnili 11 klas ekonomiczno-społecznych, wśród których były dwie klasy robotnicze: robotnicy wykwalifikowani i robotnicy niewykwalifikowani. John Goldthorpe wykazywał realność tych klas na podstawie badań z końca XX w., prowadzonych w Wielkiej Brytanii. Dowodził empirycznie, że klasy te dobrze odpowiadały rozkładowi nierówności społecznych w dochodach, w dostępie do edukacji, w zróżnicowaniu postaw politycznych i społecznych, w stylu życia, w ruchliwości międzygeneracyjnej i innych. Z badań empirycznych, prowadzonych w Polsce wynika, że dla opisu naszej struktury społecznej, klasy nadal są pojęciem przydatnym1.

Co z tego wynika? Przede wszystkim wiadomość, że w systemie klasowym naszego państwa, proletariat istnieje i nie przeobraził się automatycznie w klasę średnią. Dlaczego zatem nie widać jego aktywności, jak to miało miejsce w latach 80-tych, czyżby położenie robotników było tak komfortowe, że nie ma potrzeby walki o jego poprawę? Bierność tej grupy społecznej, wydaje się być jedną z konsekwencji zmian, jakie zaszły w Polsce na skutek prywatyzacji, dekoncentracji przemysłu i oraz pojawienia się charakterystycznego dla post-industrializmu sektora usług, a wraz z nim nowej grupy pracowników. W systemie tym, dawna klasa robotnicza uległa rozdrobnieniu, dodatkowo część proletariatu zalicza się obecnie do"podklasy", której nie można analizować w kategoriach ekonomicznych, ponieważ tworzą ją osoby trwale bezrobotne, oraz żyjące w skrajnym ubóstwie.

Rok 1990 zainicjował procesy, które doprowadziły do radykalnej zmiany struktury społecznej a czynnikiem rozstrzygającym dla położenia proletariatu, stał się wybór nowego modelu społeczno-gospodarczego. Nowy system zminimalizował rolę związków zawodowych oraz zniósł samorządność pracowniczą a dodatkowo, bezpośrednią konsekwencją procesów globalizacji stało się zmniejszenie liczebności proletariatu, ze względu na likwidację wielkich zakładów pracy.

Największe grupy pracowników, wielkoprzemysłowej klasy robotniczej, zmniejszyły się w niektórych gałęziach przemysłu kilkukrotnie. „Przykładowo, górników mieliśmy ok. 400 tysięcy - mamy 130 tys., hutników było 140 tys., a jest nieco ponad 30 tys. Wielkoprzemysłowa klasa robotnicza - liczny i wysoko uzwiązkowiony segment klasy pracowniczej - uległ istotnej redukcji i, poza górnikami, właściwie przestał się liczyć.”2

Konsekwencje komunistycznych zaszłości.

Polska klasa robotnicza w nowym systemie politycznym, przewartościowała swoje priorytety i w większości przyjęła postawę pragmatyczno-konsumpcyjną , odbiegającą od „solidarnościowego” modelu lat 80-tych. Jest to spowodowane po części chłopskim rodowodem polskiego proletariatu,j ak mówi prof. Garda wski:”widzi się frustrację, oblicze angry worker, ale już trudniej za tym obliczem robotnika poddanego deprywacji, zwodzonego przez elity, zobaczyć indywidualistę krzątającego się wokół swoich spraw, "kombinującego", po chłopsku sceptycznego, chociaż jednocześnie złego na złodziei z rządu.”3 Mimo zrozumienia motywów takiego działania prof. Gardawski dodaje: „Klasa ta zawiodła osoby i środowiska, które na początku lat 90. oczekiwały, że nadal jest ona bojowa - taka, jaką była w roku 1980 i 1981. Ten zawód spotkał przede wszystkim liderów związkowych, ale także wielu intelektualistów o orientacji socjaldemokratycznej.”4:-))

Kolejnym elementem, rzutującym na postawę polskich robotników w nowej rzeczywistości społecznej, jest przyzwyczajenie do gotowych rozwiązań, przedstawianych przez rząd i związki zawodowe. Ta skłonność do polegania na innych, jest bezpośrednią konsekwencją komunistycznej manipulacji, mającej na celu przekonanie robotników, że ich jedyną powinnością jest uczciwie pracować a państwo zapewni cała resztę .

Ta „cała reszta”to, godne zarobki, „socjal” oraz udział we władzy, rozumiany jako przytakiwanie partyjnym oficjelom. Wielu robotnikom wydaje się, że taki stan rzeczy powinien zostać zachowany a ich indywidualna aktywność społeczna, kończy się na zapewnieniu utrzymania swoim rodzinom. Prof. Gardawski uważa; że (...)”nie wolno na te zjawiska patrzeć, jakby wiązały się z osobną, naganną mentalnością polskiego robotnika. To był efekt autorytaryzmu, socjalizacji dokonywanej przez tamten system, "brudnej wspólnoty", w której jakoś prawie wszyscy byli unurzani. Ona się nakładała na jeszcze świeże ślady wiejskich wzorów wartości.”5 Trudno się zgodzić z taką konstatacją 25 lat po zmianie systemowej. Jeśli komunistyczne nawyki pozostały dominującym elementem postaw społecznych polskiego proletariatu, to świadczy to o niezwykle niskiej zdolności przystosowawczej, oraz braku świadomości społecznej tej klasy i zasługuje na zdecydowana krytykę .

Bierność klasy robotniczej jest również bezpośrednią konsekwencją radykalnych rozwiązań stanu wojennego, którego celem była, nie jak się powszechnie uważa, ochrona przed sowiecką interwencją, ale eliminacja i skłócenie przywódców „Solidarności”, która w 1980 r. domagała się realizacji programu naprawy systemowej w oparciu o gospodarkę wolnorynkową. Jaruzelski więc nie okazał się „dobrym wujkiem” polskiego narodu, ale niszczycielem rodzącego się społeczeństwa obywatelskiego. Drugiej takiej szansy już nie dostaliśmy a odrodzona „Solidarność” z 1990 r nie odzyskała liczebności 10 mln z 1981 r. Jej program również nie miał nic wspólnego z syndykalistycznym programem „Solidarności” 1980. Stała się fałszywym symbolem kontynuacji zmian, zainicjowanych przez jej poprzedniczkę i umożliwiła legitymizację działań tzw „konstruktywnej opozycji”, pod przywództwem Michnika i Kuronia. Tłumaczy to również bierne przyzwolenie robotników na uwłaszczenie nomenklatury jako beneficjentów ustaleń „Okrągłego Stołu”oraz zgodę na brak dekomunizacji państwa.

Robotnicze tęsknoty za układem rodzinno-towarzyskim.

Jak pisałem w poprzednich postach w Polsce nie było ani komunizmu ani socjalizmu w ujęciu marksistowskim, był za to sowiecki bolszewizm, wzbogacony o polską wersję relacji społecznych, opartych na układach rodzinno-towarzyskich. Sprawiało to, że obywatele państwa nie utożsamiali się z nim a wszelkie instytucje traktowali jako zło konieczne. Sceną aktywności społecznej w PRL, były grupy indywidualnych układów, pozwalające na dostatnie życie w warunkach „gospodarki niedoboru”.

Kompleksowe badania socjologiczne, przeprowadzone w latach 2005-2007 potwierdziły, że wzmiankowane grupy nie tylko przetrwały w nowym systemie gospodarczym, ale uczestnictwo w nich dalej stanowi dla wielu przedstawicieli proletariatu, wyznacznik zaradności i sukcesu, zgodnie z zasadą „nieważne kim jesteś -ważne kogo znasz”.

Taki stan rzeczy sprawia, że robotnicy nie angażują się w działalność społeczną, ze względu na inny sposób realizacji swoich potrzeb. Teraz nie załatwia się już lodówek i telewizorów ale pracę dla dzieci i wnuków. Można też „utrącić” konkurenta do stanowiska lub załatwić kredyt w banku. Gorzej, że w ten sposób komunistyczna mentalność przetrwała i przeniesiona została na następne pokolenia.

Rola klasy politycznej w kształtowaniu postaw społecznych proletariatu.

Po roku 1990 wśród przedstawicieli polskiego proletariatu pojawiło się poczucie porzucenia i degradacji społecznej, spowodowane automatycznym przejściem części tej grupy na pozycje „podklasy”. Do zbioru negatywnych bodźców, dołączyć należy również wrażenie nieskuteczności działań reprezentacji politycznej w osobach przedstawicieli polskiej lewicy, zajętych układaniem karier w nowej rzeczywistości społecznej. Wiązało się to z całkowitym oderwaniem od rzeczywistości i brakiem empatii dla własnego elektoratu.

Podobne odczucia towarzyszą działalności związków zawodowych,odbierając robotnikom przekonanie że ktoś broni ich interesów. Powszechne w mediach informacje o budowie klasy średniej, stały się dla proletariatu sygnałem, że skoro pojawia się nowa, reprezentatywna dla obecnego systemu klasa, to oni sami zostali zepchnięci na margines.

Zrodziło to mnóstwo obaw związanych z codziennym funkcjonowaniem tych ludzi zarówno w sferze ekonomicznej jak i społecznej, doprowadzając do schizofrenicznego układu zależności, wieszczonych w latach 80-tych w publikacjach Kisielewskiego. Postaram się zacytować wypowiedź prof. Gardawskiego w całości, ponieważ doskonale oddaje obecny stan rzeczy. „Pamiętam teksty Stefana Kisielewskiego i Aleksandra Smolara z połowy lat 80., że polska klasa robotnicza jest sowiecka (to pisał Kisiel) i będzie jak źrenicy oka strzegła wielkich budów socjalizmu, z których żyje, że będzie oczywiście katolicka i antykomunistyczna, ale jednocześnie w systemie demokratycznym nie dopuści do restrukturyzacji gospodarki. Jeżeli będzie mogła dokonywać wyborów politycznych, to zapewne wykreuje elitę własną, która będzie broniła miejsc pracy, a więc tego "technologicznego rezerwatu", który pozostawił po sobie autorytarny socjalizm.”6

Kisielewski, jak widać miał rację, ponieważ obecny stan rzeczy dokładnie tak wygląda.:-),a klasa robotnicza, tęsknoty za „technologicznym rezerwatem” łączy z nieprzemijającą tęsknotą za „socjalistycznym skansenem” przywilejów.

Wnioski

1. Proletariat istnieje i nie przeobraził się automatycznie w klasę średnią.

2. Brak aktywności społecznej klasy robotniczej jest spowodowany :

- pacyfikacją elit „solidarnościowych” przez stan wojenny,

- zmianami systemowymi i wynikającą z nich redukcją liczebności proletariatu wielkoprzemysłowego,

- zmianą postawy robotników z solidarnej na pragmatyczno-konsumpcyjną,

- realizacją potrzeb poprzez zaangażowanie w nieformalne grupy układów rodzinno-towarzyskich,

- poczuciem braku zrozumienia potrzeb proletariatu przez jego formalnych reprezentantów tj partie polskiej lewicy i związki zawodowe,

- utrwaleniem komunistycznego nawyku polegania na innych,

- przywiązaniem do wizji „socjalistycznego skansenu społecznego”,

- przejściem części polskich robotników na stanowiska prawicowe.





1Michał Sobczyk.”Co się stało z naszą klasą (robotniczą)?”wywiad z prof. Juliuszem Gardawskim w Lewica.pl

2Michał Sobczyk.”Co się stało z naszą klasą (robotniczą)?”wywiad z prof. Juliuszem Gardawskim w Lewica.pl

3Michał Sobczyk.”Co się stało z naszą klasą (robotniczą)?”wywiad z prof. Juliuszem Gardawskim w Lewica.pl

4Michał Sobczyk.”Co się stało z naszą klasą (robotniczą)?”wywiad z prof. Juliuszem Gardawskim w Lewica.pl

5Michał Sobczyk.”Co się stało z naszą klasą (robotniczą)?”wywiad z prof. Juliuszem Gardawskim w Lewica.pl

6Michał Sobczyk.”Co się stało z naszą klasą (robotniczą)?”wywiad z prof. Juliuszem Gardawskim w Lewica.pl

środa, 16 września 2015

Damian, bohater blokowiska.

W każdym blokowisku żyje jakiś Damian, Patryk albo Sebastian, będący przedstawicielem „pokolenia wolności” ,czyli mówiąc wprost- 25 latek na dorobku.:-))

Od blisko 7 lat mam do czynienia z jednym ze sztandarowych przedstawicieli lokalnego środowiska ,gromadzącego w swej osobie wszystkie charakterystyczne cechy tutejszego „pokolenia wolności”. Człowiek ten, niejaki Damian XL:-)), funkcjonuje zgodnie z głównymi założeniami postawy „cwanego niewolnika”(post z 14-08-2015). Jednocześnie dowartościowując ego, przez seryjny, zakup samochodów, które w miarę możliwości modernizuje, by być panem na drodze.

Ten miły człowiek, oswaja rzeczywistość i łagodzi kompleksy, spożywając zacne trunki w garażu, oraz regularnie paląc „coś” w swoim podrasowanym samochodzie,(to coś ma charakterystyczny zapach przefermentowanego piwa). Obawiam się jednak, że ostatnio zmienił preferencje, ponieważ robi się coraz bardziej agresywny.

Nie obchodziło by mnie to, gdyby nie fakt, że systematycznie, po każdej większej garażowej imprezie, robi wszystko by mnie zastraszyć. Zapewne zakłada, że to czego sam się boi, jest powodem strachu u innych. Jednym słowem projekcja własnych lęków, jest motorem działania tego człowieka.

Można się jedynie domyślać jakie demony lęgną się w podgolonej po szlachecku głowie, „plebejskiego bohatera”. Dodam iż takie stany pojawiają się u niego tylko w obecności kolegów. Kiedy jest sam, co ostatnio rzadko się zdarza, stara się być niezauważalny i wtopić w otoczenie.

Rzadkie chwile euforycznych uniesień, przeżywa, gnając swym, niezarejestrowanym, crossowym motocyklem po lasach i polach, strasząc zwierzęta i grzybiarzy. Czasami w porywie radosnej improwizacji, sprawdza swój refleks i koordynację ruchową, przejeżdżając o centymetry od czyjegoś ramienia. Obrzucając go przy tym, błotem i kamieniami, wyrwanymi z podłoża.

Widać w tym wszystkim niepohamowaną radość życia i niezwykły wręcz poziom empatii, wobec bliźniego. Uwielbiam prowadzić z nim długie dyskusje, inicjowane zawsze przez niego, łagodnym, pełnym szacunku powitaniem: „I co się pedale patrzysz”?

Potem szybko przechodzi do meritum naukowej dysputy, informując radośnie, że: „mnie jeszcze dojedzie”. Ponieważ nie znam kontekstu tego określenia , obawiam się czasem, iż może mieć dwuznaczny sens, a sama wypowiedź jest desperacką próbą zwrócenia mojej uwagi...

Panie Damianie muszę Pana zmartwić ,niezależnie od pańskich projekcji, jestem zagorzałym heterykiem ,tak więc swoje marzenia o dojeżdżaniu mnie, musi Pan głęboko schować, najlepiej w słomie,używanej przez Pana zamiast skarpetek!!!:-)).

P.S.
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest zupełnie przypadkowe…:-))

poniedziałek, 7 września 2015

Samochodowa gorączka.


Przyczyną tragedii na polskich drogach nie jest alkohol, lecz są nią nawyki wyniesione z dawnych wieków. Jeździmy tak, jak jeździli panowie szlachta”1

Gdy obcokrajowiec przyjeżdża po raz pierwszy do Polski ,jest zaskoczony ilością samochodów na drogach i parkingach. Kiedy przejdzie mu pierwszy szok, zaczyna się zastanawiać dlaczego ,będący ubogimi krewnymi Unii Europejskiej Polacy, jeżdżą samochodami o monstrualnych rozmiarach, z silnikami o pojemności powyżej 2000 cm ³.

Mniej już dziwi go fakt, że są to pojazdy głównie 15 letnie, bowiem w odróżnieniu od większości naszych rodaków, zna pozycję Polski w rankingu zamożności i zdecydowanie nie kojarzy mu się ona z „zieloną wyspą” dobrobytu. Nawiązując do otwierającego post cytatu z artykułu Arkadiusza Pacholskiego, zacząłem się zastanawiać, jaką rolę w życiu przeciętnego Polaka odgrywa samochód.

W tym momencie przypomniałem sobie film, na podstawie opowiadania Iwana Turgieniewa-Koniec Czertopachowa”, zatytułowany „Beniamiszek”. Bogusz Bilewski gra tu rolę zubożałego szlachcica o nazwisku Żegota, który poza zrujnowanym dworem, jest posiadaczem pokaźnego pakietu długów, oraz wspaniałego rumaka, będącego źródłem zazdrości wszystkich, lepiej sytuowanych sąsiadów. Mimo trudnej sytuacji finansowej , choć słuszniej byłoby powiedzieć - ubóstwa, szlachcic ów, nie chce sprzedać konia, będącego ostatnim symbolem blichtru minionej epoki.

Nie tylko nie zamierza go sprzedać , ale co pewien czas pojawia się w pobliżu posiadłości sąsiada i demonstrując ponadprzeciętne umiejętności konia, drwi z jego nowoczesnej, jak na owe czasy, angielskiej mody ubioru i utrzymania koni. W opozycji do wymuskanego arystokraty w dżokejce i czerwonej kurtce jeździeckiej, Żegota jest prawdziwym starym „szlachciurą”. Ubiera się w tradycyjny polski strój, przy boku nosi monstrualne szablisko w czarnej pochwie a jego głowę zdobi kołpak z czaplim piórem.

Tak przeciętny Polak wyobraża sobie protoplastów naszych narodowych tradycji. Wyobraźnia podpowiada, że wyznacznikami odrębności kulturowej szlachty polskiej, były:
  • koń,najlepiej pełnej krwi arabskiej,
  • szabla, najchętniej: karabela ,( u biedniejszej szlachty zagrodowej, czasami na sznurku),
  • sygnet rodowy z herbem,( tzw „gołota szlachecka” nie miała nawet tego),
  • kontusz lub żupan,
  • kołpak z ozdobną spinką i pękiem piór.

Znacznie gorzej, że Polak intuicyjne czuje, iż słynna wolność szlachecka to po prostu samowola, bazująca na hajdamackiej fantazji i nieokrzesaniu. Wszystko jest w porządku do chwili, kiedy nasz żądny sukcesu, acz niezaspokojony w swych ambicjach obywatel, nie zacznie owych sienkiewiczowskich wzorców, wprowadzać w życie.

Dzieje się to w ograniczonym możliwościami finansowymi i kulturowymi środowisku, miejskiego proletariatu, gdzie samochód zastępuje konia, pięść-karabelę ,wyciąg z konta-rodowy herb a czapka „bejsbolówka” -kołpak z piórami.

Czym przeciętny mieszkaniec blokowiska mógłby zaimponować swojemu sąsiadowi, mieszkaniem?. Mają identyczne, różniące się jedynie kolorem użytych farb, oraz do niedawna jakością płytek ceramicznych i paneli podłogowych. Jednak od chwili kiedy materiały te stały się ogólnodostępne, to ich jakość i cena są porównywalne,więc przestały być wyznacznikami statusu.

Cóż zatem pozostaje blokowemu „Kmicicowi”? Auto! Pojazd szybszy od innych, z mocniejszym silnikiem, „niebita 10-15 letnia - funkielnówka” na widok której, sąsiad najpierw zblednie,a później pobiegnie wziąć „tani” komercyjny kredyt. Kupi za to niezgorszą maszynę marki Audi lub BMW, bo jednak Mercedes nie wchodzi w grę z racji nazbyt wygórowanej ceny…

Nagle w szarym życiu mieszkańców blokowiska pojawił się cel, rywalizacja na samochody, żeby być lepszym, szybszym, złamać więcej przepisów w pędzie do sukcesu,jakim jest dojazd do celu podróży, minutę przed innymi. Posiadanie samochodu „dobrej” marki, pozwala wymusić pierwszeństwo przed biedakami w kompaktach i samochodach rodzinnych, a stresujące sytuacje na drodze dają adrenalinowego kopa porównywalnego z hajem po skoku spadochronowym.

Można przy tym nauczyć swojego syna jak poprawnie pokazywać „środkowy palec”, oraz wpoić dziecku kilka zasad, odnośnie zastosowania w komunikacji werbalnej podstawowych zwrotów na k...i ch….Tak więc do elementu rozrywki dochodzi jeszcze program edukacyjny, dla następców w pędzie ku drogowej wolności.

Czasem jednak na horyzoncie pojawiają się ciemne chmury,a wraz z nimi lewym pasem przemknie nowiutki SUV z niewidocznym zza przyciemnionych szyb kierowcą. O czym wtedy myśli nasz bohater? Pozostaje mu pocieszać się, że może jest szansa, iż podczas następnej kumulacji, trafi szóstkę i wtedy zrealizuje swoje szlacheckie marzenia o takim rumaku, jakiego nie mają w całym województwie, a może nawet w kraju!? Póki co zawsze można pokazać biedakom w kompaktach gdzie jest ich miejsce!


1http://wyborcza.pl/magazyn/1,136821,15583349,Samochodoza_polonika.html Arkadiusz Pacholski”Samochodoza polonika” Gazeta Wyborcza”

piątek, 4 września 2015

Nie zachwycam się polską armią !!!




We wpisie na temat klasy średniej, w części: „Upadek osiedlowego mitu awansu do klasy średniej”, pojawiło się jedno zdanie które szczególnie wzburzyło odbiorców przekazu, czyli zawodowych szeregowych i podoficerów. Pozwolę je sobie zacytować :”Obawiam się, że po wycieczkach do Iraku i Afganistanu, zainicjowanych przez Amerykanów a sponsorowanych z podatków obywateli, oraz braku możliwości obrony kraju, dłuższej niż 4 dni, na szacunek przeciętnego Polaka nie może Pan liczyć!” Pozostałe elementy wpisu, okazały się równie trudne do przełknięcia, czemu zainteresowani dali wyraz, demonstrując obraźliwe gesty pod moim oknem. Uznałem, że w tych okolicznościach, podobnie jak w wypadku wojny chłopsko-szlacheckiej winien jestem tłumaczenie.

Drodzy Żołnierze!

1. Głównym zadaniem każdej armii, jest osiągnięcie praktycznej zdolności do odparcia agresji z zewnątrz. Polscy żołnierze natomiast, domagają się czołobitności narodu, manifestując jedynie gotowość do poniesienia ofiary w jego obronie. Jest to może i romantyczne, lecz narodowi nic z tego nie przyjdzie. Heroiczne wyprawy do Iraku I Afganistanu niewiele tu pomogą, bo nie będziemy prowadzić działań obronnych na Pustyni Błędowskiej. Wypowiedzi specjalistów nie pozostawiają wątpliwości co do zdolności aktywnej obrony kraju. Samodzielne działanie naszej armii, jest możliwe przez 4 doby, a włączenie się armii najbliższego sąsiada, czyli Niemców, będzie możliwe najszybciej po 14 dniach!! Tak zgodnie twierdzą: gen Polko, gen Skrzypczak, płk Kwaśniak. Konsekwencje tego faktu nie zachęcają polskich obywateli do hurraoptymizmu!!

2. Armia III RP wzoruje się ,( nie wiedzieć czemu), na „esprit de corps” armii amerykańskiej, miesza to w głowach młodym żołnierzom ,którzy w realiach naszej ojczyzny, popadają we frustrację z powodu nieprzystawalności oczekiwań do praktyki wojskowego życia.

3. Szanowni Panowie Szeregowi ( za moich czasów w wojsku, mówiło się po prostu szeregowi!:-)) informuję, że dyskusja polega na wymianie zdań, pomiędzy osobami, posiadającymi porównywalny poziom wiedzy, na temat przedmiotu dyskusji. Nie można zaliczyć do nich stwierdzenia: (…) „jak się nie zamkniesz to ci pier...ę..”!!!

4. Rozumiem, że żołnierz a już zwłaszcza szeregowy, nie powinien wykazywać się szczególną autonomią w myśleniu, ponieważ może mu to przeszkadzać w wypełnianiu rozkazów. Jednak próby zastraszania obywateli ,którym ten żołnierz ,zgodnie z konstytucją, ma służyć, są w najlepszym razie nie na miejscu! Dodam, że podobnie jak w wypadku innych służb np. policji, wojsko nie wybiera sobie tych obywateli, których lubi,aby im służyć. Obowiązek służby został rozciągnięty na cały naród, również tych nielubianych. Jest to jeden z powodów dla których SŁUŻBA JEST NIEWDZIĘCZNA! Warto o tym pamiętać, klnąc, po każdym porannym przebudzeniu, na smutną, wojskową rzeczywistość.

5. Drodzy Panowie Żołnierze, podkreślam słowo Panowie,ponieważ wiem jak jest to dla was istotne. Warto zainwestować w rozwój intelektualny, ponieważ książki są tańsze od karnetu na siłownię, a efekty ich używania - widoczne znacznie szybciej.

6. Manifestacje pod moim oknem, oraz obraźliwe wrzaski z ławeczek utwierdzają mnie jedynie w przekonaniu, że mój przekaz dociera do adresata!

Z wyrazami szacunku – schwartzmuller





środa, 2 września 2015

Glossa do wojny chłopsko-szlacheckiej.


Wydawało mi się, że nie będę musiał tłumaczyć, co chciałem wyrazić poprzez moje wpisy. Tworzyłem je z myślą o tym, aby były zrozumiałe dla wszystkich. Jednak po rozmowie z pewną mieszkanką Ziemi Lubuskiej, która przeczytała mój post, odnośnie wojny chłopsko-szlacheckiej, okazało się, że nie wszyscy zrozumieli o co mi chodziło. Swoją drogą to ciekawe, że żadne komentarze nie pojawiły się na mojej stronie, a muszę odpierać w realu bezpośrednie ataki na swoją skromną osobę, rzekomo za dyskredytowanie stanu chłopskiego w Polsce. Co ciekawe w internecie, posługuję się, opartym na własnym nazwisku pseudonimem, a i tak wszyscy wiedzą o kogo chodzi:-)).

Może jednak przytoczę fragment rozmowy, ponieważ oddaje szczególną logikę myślenia tej pani i jak sądzę, części naszego społeczeństwa.

Rozmowa zaczęła się niewinnie: od tematu ciężkiej doli psów w Polsce, oraz generalnie niskiego poziomu empatii wobec wszystkich zwierząt. Kiedy delikatnie zasugerowałem, że bezpośrednią przyczyną takiego stanu rzeczy, może być chłopskie pochodzenie większej części naszego narodu, przyzwyczajonego do zjadania zwierząt, oraz utrzymywania tylko tych, które są przydatne w gospodarstwie,pani rzuciła się na mnie jak lwica.

Stwierdziła że to jest krzywdzące dla „wrażliwych i spolegliwych, oraz szczególnie empatycznych polskich włościan”. Może nie dosłownie tak, ale sens jest zachowany. Ogólnie chodziło o to, że wśród chłopów, podobnie jak wśród mieszczan są ludzie wrażliwi i niewrażliwi na niedolę zwierząt. Ale największą irytację tej pani wzbudził fakt, że podobno nazwałem polskich chłopów „MURZYNAMI”,(nigdzie w treści wpisu nie znalazłem takich słów. ) Jej zdaniem, powinienem odpowiedzieć za to przed sądem, ponieważ jest to znieważenie grupy społecznej, zasłużonej dla funkcjonowania państwa.:-o!!!!

Przyznam, że zaniemówiłem i dokonując w myślach szybkiego rachunku sumienia, starałem się przypomnieć sobie, gdzie popełniłem tak wielką nieostrożność, by zasłużyć na postawienie przed sądem. Nie dane mi było jednak w spokoju kontemplować zasłyszanych wieści, bowiem Pani kontynuowała atak.

Do przedstawionego zarzutu dołączyła kolejny: że nieprawdą jest iż wszyscy Polacy, mają chłopskie pochodzenie,(nigdy tego nie twierdziłem),oraz że pozostali, tzn potomkowie szlachty i mieszczan, mogą się czuć obrażeni nazywaniem ich chłopami!!!!

Ale powalająca logika !!! Pani jako chłopka z pochodzenia, ma pretensje iż ujawniłem, że około 70% społeczeństwa ma takie samo pochodzenie jak ona, jednocześnie przesyłając mi przekaz, że ten fakt jest powodem do wstydu!?

Ponadto nie chce przyjąć do wiadomości, że „murzyni” ,jak ich nazywa, byli ofiarami systemu niewolniczego, podobnie jak pańszczyźniani chłopi, więc to nie oni powinni się wstydzić, tylko ich oprawcy!!!! Tak proszę Pani - TO NIE OFIARA PRZESTĘPSTWA MA SIĘ WSTYDZIĆ TYLKO SPRAWCA!!!

Czyżby nagromadzenie kompleksów dało znać o sobie, pozbawiając Panią rozsądku?
Na tym skończyliśmy dyskusję, ponieważ pani nie zechciała wysłuchać moich wyjaśnień i odwróciła się na pięcie.

Uznałem, że jestem zobowiązany do jednoznacznego odniesienia się do zarzutów, oraz określenia co zamierzałem powiedzieć przez to co powiedziałem, zupełnie jak prezydent Wałęsa:-)). Postaram się zrobić to w punktach, aby forma dorównywała transparentności treści.

Droga Pani,w swoim pościePolska wojna chłopsko-szlachecka”chciałem przekazać następujące treści:

  1. Na fałszywej tożsamości buduje się kompleksy, nie da się natomiast zbudować świadomości społecznej narodu.
  2. Ze względu na przewagę liczebną obywateli polskich, chłopskiego pochodzenia, utrwalił się w naszym narodzie zespół cech, charakterystycznych dla chłopskiego widzenia rzeczywistości. Zaliczyć do nich należy zarówno te pozytywne jak i negatywne.
    Cechy pozytywne
  • realizm w działaniu,
  • zaradność,
  • zdolność improwizacji,
  • tradycjonalizm życia rodzinnego,
  • religijność.
    Cechy negatywne
  • nadmierny materializm i konsumpcjonizm,
  • instrumentalny stosunek do świata przyrody, (zwierząt),
  • mściwość,
  • krótkowzroczność planowania,
  • prowizoryczność rozwiązań,
  • zazdrość i zawiść,
  • płytkie widzenie rzeczywistości.
Cechy te mają bezpośredni wpływ na obraz życia w naszym kraju,stosunek do świata i ludzi, oraz determinują perspektywy rozwoju społecznego i ekonomicznego Polski. Powoli przestajemy postrzegać siebie jako naród i obywateli. W miejsce tego stajemy się 38 milionami konsumentów, populacją, której rola ogranicza się do konsumpcji i płacenia podatków…,a jeszcze jedno: większość nie zawsze ma rację, ponieważ ilość nie przechodzi automatycznie w jakość!!:-).
P.S.
Teraz, kochani obywatele, sami odpowiedzcie na pytanie czy znieważam „klasę zasłużoną dla rozwoju państwa” jak to ujęła moja interlokutorka.
Pozdrawiam serdecznie!
schwarzmuller