Niefortunne
wspominki.
Kilka
tygodni temu wpadła mi w ręce książka wydana przez Krajową
Agencję Wydawniczą w Rzeszowie w 1984 r zatytułowana: „Czas
gorących serc”. Wnioskując z tytułu można by pomyśleć że
chodzi o jakieś socrealistyczne romansidło, gdyby nie okładka na
której widać fotografię funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa
Publicznego w pełnym umundurowaniu, oraz wizerunek medalu dla
„UCZESTNIKÓW WALK W OBRONIE WŁADZY LUDOWEJ”.
Z
noty wydawniczej dowiadujemy się, że jest to książka, napisana na
podstawie wspomnień pierwszych polskich pracowników Urzędu
Bezpieczeństwa Publicznego oraz Milicji Obywatelskiej, na
Rzeszowszczyźnie. Celem tej publikacji miało być utrwalenie w pamięci
potomnych „żmudnego procesu budowy nowego, sprawiedliwego ustroju,
oraz bezprzykładnego poświęcenia prostych chłopskich synów i
proletariuszy w służbie socjalistycznej ojczyzny”. Tu pozwolę
sobie zacytować wydawcę:”40 lat tej służby to był naprawdę
czas gorących serc. Tym gorącym sercom i ludzkiej żarliwości
chcemy poświęcić garść zawartych w tej książce wspomnień.
Wspomnień, których nie zatarł czas.”1
Dalej
następuje prezentacja z imienia i nazwiska 16 bohaterów owych
wspomnień, którzy dziś dali by wiele aby ta książka nigdy nie
powstała.:-). Lecz wtedy, a przypomnę był rok 1984, nie mieli nic
przeciw temu by ich „bohaterskie czyny” zostały właściwie
docenione przez wdzięczne społeczeństwo.
Dziś
większość tych „bohaterów” można znaleźć na stronie
Biuletynu Informacji Publicznej IPN, Komisji Ścigania Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu, w dziale „funkcjonariusze organów
bezpieczeństwa PRL”. Przeciw jednemu z nich Łukaszowi
K. byłemu
szefowi
Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Jarosławiu, toczy
się rozpoczęty
w 2012 r. a
zawieszony obecnie ze względu na stan zdrowia oskarżonego, proces.
Oskarżono go o popełnienie 197 zbrodni komunistycznych a
liczba
pokrzywdzonych była tak duża, że wszyscy nie zmieścili się na
sali rozpraw i sąd musiał wyznaczyć na miejsce procesu salę
widowiskową Miejskiego Ośrodka Kultury w Jarosławiu.
W
1984 r kiedy nie groziły im jeszcze procesy a pamięć o stanie
wojennym była świeża, funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa
Publicznego dobitnie wyrażali swoje niezadowolenie z powodu fali
krytyki pod ich adresem: „Już
nieraz miałem okazję słyszeć, powielane w różnych środowiskach
opinie, ukazujące w krzywym zwierciadle pracę organów
bezpieczeństwa
publicznego w
pierwszych latach ludowej państwowości. Rozbrzmiewały one
zwłaszcza w czasie tzw. „zakrętów historycznych”- po
październiku 1956 r. i ostatnio, po wydarzeniach z sierpnia 1980r.
Kiedy to na
fali słusznego robotniczego protestu, aktywizowały się elementy
wrogie naszej, ludowej rzeczywistości. One
to, próbując
wyzwalać nieprzyjazne nastroje społeczne wobec organów porządku
publicznego, odgrzebywały
i upowszechniały również „fakty” mrożące krew w żyłach –
mówiono o okrutnych metodach przesłuchań, stosowanych przez
pracowników bezpieczeństwa publicznego, o nagminnym łamaniu przez
nich prawa, gnębieniu i prześladowaniu setek tysięcy niewinnych
Polaków.”2
Dalej
oburzony niewdzięcznością narodu autor wspomnień, uzasadnia swoje
pretensje: „Od
pierwszych miesięcy Polski Ludowej związany jestem z pracą w tym
aparacie, zarzuty te więc zawsze głęboko mnie bolały. Było to
bowiem bezzasadne szkalowanie wielu prostych, uczciwych ludzi, którzy
nie bacząc na zagrożenie życia i zdrowia, często o głodzie i
chłodzie zdecydowali się służyć nowej socjalistycznej ojczyźnie
i ochraniać spokój rodzinnego domu.”3
Autor
zaiste musiał być „ideowcem” i naprawdę kochał swoją, jakże
użyteczną społecznie pracę, skoro w dalszym ciągu retrospekcji
wyznaje: „W
drugiej połowie lat pięćdziesiątych przerwałem pracę w aparacie
śledczym i przez kilkanaście lat pełniłem odpowiedzialne funkcje
w administracji gospodarczej. Na początku lat siedemdziesiątych
jednakże znów powróciłem do służby w organach Służby
Bezpieczeństwa. Jakoś tęskno mi było do pracy, która pochłonęła
naszą
młodość, wyczerpywała zdrowie, godziła jakże często w życie
rodzinne, lecz która – mimo wszystko – dawała tyle osobistej
satysfakcji.”4
Wyjaśnię,
że po odwilży 1956 r pozbywano się szczególnie „gorliwych”
towarzyszy z aparatu bezpieczeństwa, ukrywając ich w strukturach
zjednoczeń, gdzie dalej pracowali na chwałę socjalistycznej
ojczyzny. Jak widać zdarzało się, że szczególnie zasłużeni
powracali w późniejszych latach do służby, kiedy uznano, że ich
sprawdzone metody mogą się jeszcze przydać.
Nie
jestem jednak
pewien
czy to
przekonanie
podzielają
działacze antykomunistycznej
opozycji,
którzy mieli „przyjemność”
poznać
pana
majora osobiście,
oraz członkowie jego
rodziny,
którzy na stronie
internetowej,
poświęconej
genealogii,
podają, że krewny był „oficerem polskiego wojska”!!!;-)
Długo
zastanawiałem się czy pisząc ten post, upublicznić nazwiska owych
bohaterów? Albowiem mimo, iż nakład książki wynosił 30000
egzemplarzy to niewiele z nich dotrwało do dnia dzisiejszego.
Znalazłem też w Internecie kilka nekrologów, wymienionych w
tej
książce
funkcjonariuszy w których nieutulone w żalu rodziny piszą, że
zmarli byli „oficerami Wojska Polskiego”!!! Wnioskuję, że
potomkowie nie są dumni z czynów dziadków
i raczej nie chcą się afiszować jako spadkobiercy „ubeków”.
Na
stronie
internetowej
IPN znaleźć można
dane
personalne
synów niektórych z tych funkcjonariuszy, którzy
w ramach podtrzymywania rodzinnej tradycji również wstąpili w
szeregi UB,
SB
lub
MO.
Dlatego
sobie i wszystkim Polakom życzę by w przyszłości IPN nie musiał
do tej listy dopisywać personaliów ich wnuków!
Swoją
drogą, ciekawe gdzie te wnuki dziś
służą???:-)
W
1984 r. rodzinne tradycje służby w UB i MO są jeszcze powodem do
dumy, możemy o tym przeczytać w jednym z rozdziałów książki:
„Obecnie
major Ludwik W. jest już na emeryturze. W dalszym ciągu jednak
utrzymuje ścisłe kontakty z młodszymi kolegami z aparatu
bezpieczeństwa, służąc im swą szeroką wiedzą zawodową i
ogromnym praktycznym doświadczeniem. W jego ślady poszedł syn –
kpt. Janusz W. jest funkcjonariuszem WUSW w R.”5
Koniec
końców litując
się nad spadkobiercami, postanowiłem
używać imion
i pierwszej litery nazwiska,
nie podając jego
pełnego
brzmienia .:-).
Na
tym na razie kończę, informując, że ciąg dalszy nastąpi
niebawem!
1Adam
Socha „czas gorących serc” KAW Rzeszów 1984 s 3.
2Adam
Socha „czas gorących serc” KAW Rzeszów 1984 s 42.
3Adam
Socha „czas gorących serc” KAW Rzeszów 1984 s 43.
4Adam
Socha „czas gorących serc” KAW Rzeszów 1984 s 51.
5Adam
Socha „czas gorących serc” KAW Rzeszów 1984 s 76.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz