Kto
opuszcza Polskę?
Kilka
dni temu miałem okazję rozmawiać z niezwykle oburzonym marksistą
w średnim wieku, który gromił młodych polskich emigrantów,
wyjeżdżających z kraju „za pracą”. W konkluzji stwierdził,
że właściwie to dobrze, iż „najgorszy, pozbawiony patriotyzmu
element, opuszcza kraj” (on to ujął inaczej, ale powtórzyć tego
nie mogę), bo będzie więcej miejsca dla prawdziwych Polaków. No,
tu to już ONR-em zapachniało, co wydaje się być dziwne w
odniesieniu do „prawdziwego socjaldemokraty”. Od razu przyszło
mi do głowy powiązanie tej wypowiedzi z publikacją Melchiora
Wańkowicza: „Polacy i Ameryka”, która oddaje proces wtapiania
się w amerykańską rzeczywistość polskich emigrantów, od czasów
emigracji powstańczej 1831 r, aż do emigracyjnej fali lat 40-tych i
50-tych XX w.
Wydawać
by się mogło, że analiza tamtych wydarzeń nie może mieć wiele
wspólnego z dzisiejszym stanem polskiej emigracji zarobkowej. Jednak
jeśli spojrzeć na sprawę w szerszym kontekście diagnozy
społecznej, to okazuje się, że wcale tak być nie musi… Melchior
Wańkowicz poszukując odpowiedzi na pytanie o proces adaptacji
polskich emigrantów w społecznościach krajów Europy Zachodniej
oraz Ameryki, nie pyta o przyczyny opuszczenia ojczyzny, a właściwie
zaniechania powrotu po zakończeniu II Wojny Światowej, ponieważ są
one dla niego oczywiste.”I znowu fala polska uderzyła o brzeg
Stanów Zjednoczonych. Fala mająca tradycję najstarszej
emigracji.(...) W naszych klęskach zawsze majaczyły Stany
Zjednoczone, jako Ziemia Obiecana.(…) Podążyliśmy więc
przetartymi, przez poprzedników szlakami wzniosłości i
goryczy...”
Stara
się natomiast dostrzec motywacje i predyspozycje przedstawicieli
poszczególnych warstw społecznych polskiej emigracji, do wtapiania
się w lokalne społeczności krajów docelowych. Opisuje również
interakcję kulturową społeczeństw, przyjmujących uchodźców z
emigrantami, eksponując dobre jak i złe strony tego procesu.
My z
konieczności, musimy się zastanowić nad powodami opuszczenia
„wolnej”, skądinąd ojczyzny przez 2,5 mln wykształconych,
operatywnych i inteligentnych ludzi. W podobnej sytuacji znalazł się
Wańkowicz, publikując dla paryskiej „Kultury” w nr 33/34
artykuł „O Żydach”, gdzie analizuje on powody poddawania się
obywateli polskich procesowi wynarodowienia. Diagnozuje ten proces
jako konsekwencję braku możliwości rozwoju w zacofanym
społeczeństwie. Pisze on:„U Żydów procesowi asymilacji opierają
się żywioły pełnowartościowe, u Aryjczyków najmniej
wartościowe...”.
Taka konstatacja wywołała protesty w kręgach narodowych, a sam
Jędrzej Giertych ,tak, tak - dziadek Romana:-)) ,wdał się w
polemikę z Wańkowiczem starając się dowieść, że to nieprawda.
Doszło do groteskowej sytuacji, kiedy w ferworze walki, Giertych
przyznaje Wańkowiczowi rację -pisząc: „Co do Mazurów, którzy
stanowią ogromną większość ludności polskiego pochodzenia w
Prusach Wschodnich, stali się oni Prusakami, podczas gdy chłopek z
ubogiej chałupy trzymał się (siłą inercji) polskiego obyczaju i
języka.”
Giertych uzasadnia dlaczego tak się działo!:-)) „Mazur
wyrastał kulturą, zamożnością, aspiracjami a nie znajdując
wokół siebie wyższego typu życia polskiego, wchodził w życie
niemieckie.”
Tak więc w kontekście tej wypowiedzi warto się zastanowić, czy
przypadkiem dzisiaj nie dzieje się podobnie? Może to właśnie ci
emigranci opuszczający Polskę, z powodu braku możliwości awansu
społecznego, wykształceni (300 000 z wykształceniem wyższym),
znający języki, ambitni i perspektywiczni nie są wcale „najgorszym
elementem”! Ale czynią tak, ponieważ polskie państwo, przez
swoje zapóźnienie nie dostrzegło na czas, że nie ma dla nich w
kraju „wyższego typu życia”?! A wegetacja w kołtuńskiej,
zakłamanej rzeczywistości nie jest tym, czego normalnie myślący
człowiek mógłby pragnąć.
Kto
nie chce wyjeżdżać z kraju?
Idąc
dalej tym tropem, warto odpowiedzieć na pytanie, kim jest ten
HIPOTETYCZNY, „patriotyczny element”, marzący o pozostaniu w
kraju, o którym mówił „oburzony marksista”? Statystyki są
bezwzględne: jest to absolwent (nowego trendu w szkolnictwie
średnim :-)): gimnazjum, słabo znający języki, zamieszkujący na
wsi lub w blokowisku miasta, do 50000 mieszkańców. Cóż zatem ten
„erudyta” może zrobić ze swoim wykształceniem? Może zostać
pracownikiem niewykwalifikowanym, co da mu minimum satysfakcji i
finansów oraz brak szacunku i perspektyw na awans społeczny.
Jeśli
jest wystarczająco zdesperowany, ma internet i nieobce są mu strony
reklamujące służbę w polskiej armii, może zostać „żołnierzem
zawodowym” w stopniu szeregowego z dochodami powyżej 2000 zł i
perspektywą na awans do stopnia starszego szeregowego. Wmówią mu
przy tym, że jest szczególnie szanowany przez wdzięczne
społeczeństwo, z powodu możliwości zmagania się z wrogiem przez
kilka dni, w czasie potencjalnej kampanii obronnej. Przekonają
również, że wyjazd do kraju nazywanego powszechnie „CMENTARZEM
IMPERIÓW” czyli Afganistanu, jest nieodzownym elementem jego
kariery. Jeśli wróci z zespołem stresu pourazowego lub fizycznym
kalectwem, ma szanse pozostać sam z własnym problemem, wykazując
się przy tym szczególnym hartem ducha, zgodnie z zasadą „co cię
nie zabije, to cię wzmocni”! Oczywiście cały czas mówimy o
hipotetycznym splocie okoliczności, bo niemożliwa byłaby taka
sytuacja w demokratycznym i nowoczesnym państwie Europy Środkowej.
Gdyby
jednak zdarzyło się tak szczęśliwie, że ten patriotycznie
nastawiony obywatel, ma wykształcenie średnie, nie jest karany, a
nie chce zostać sprzedawcą? Zawsze może, korzystając z podobnych
stron w internecie, złożyć podanie o przyjęcie w szeregi policji.
Szacunek ogółu spłynie na niego z powodu służebnej funkcji tej
instytucji, ujętej w haśle „służyć i chronić”. Oczywiście
jeśli założymy, że ten hipotetyczny obywatel o tym wie i w
kategorii jego moralnych priorytetów leży potrzeba służby
społeczeństwu, a nie np. zapewnienie przeżycia rodzinie i
odłożenie niewielkiej kwoty na zakup ,będącego synonimem luksusu
samochodu.
Polacy
nikt nas nie lubi.
Uciekający
od polskich realiów, „pozbawiony patriotyzmu” emigrant, zaiste
musi być człowiekiem niespełna rozumu. Skoro nie chce żyć w
kraju, gdzie obok tak wspaniałych perspektyw zawodowych, czeka go
jeszcze mieszkanie kątem u rodziny, lub wynajem obskurnego lokum, za
połowę jego mizernej pensyjki. Wszystko to przy wtórze okrzyków
tryumfu klasy politycznej, zadowolonej ze wspaniałego rozwoju
naszego państwa. Dziwne tylko, dlaczego opuszczający nasz kraj
emigrant, spotyka się na powitanie z przejawami niezadowolenia, a
czasami agresji ze strony autochtonów? Mówi o tym 46% naszych,
emigrujących za pracą rodaków, uważając, że antypolonizm jest
zjawiskiem powszechnym, szczególnie w krajach Europy Zachodniej. Jak
wynika z badania przeprowadzonego wśród emigrantów przez GFK
Polonia, około 20% zetknęło się z nim osobiście, doświadczając
ataków werbalnych i fizycznych.
Może
obok typowych dla większości społeczeństw uprzedzeń i obaw,
przed obcymi, są jeszcze jakieś inne powody dla niechęci do
naszych rodaków? Warto zadać sobie pytanie dlaczego odnosimy
wrażenie, że pośród sąsiadujących z nami narodów, żaden nie
darzy nas szczególną estymą? Melchior Wańkowicz zauważył, że
często powodem do takich zachowań było w przeszłości,
roszczeniowe nastawienie Polaków, wobec przyjmujących ich
społeczności. Było to spowodowane wpojeniem w procesie wychowania,
przekonania o szczególnej roli i wyjątkowej wielkości naszego
narodu, predestynowanego przez opatrzność do heroicznych czynów.
Taką postawę odbierano jednak za granicą, jako przejaw megalomanii
i pozerstwa, co przy ciągłym podkreślaniu kulturowej odrębności
polskiej diaspory, nie sprzyjało asymilacji wśród przedstawicieli
nowej społeczności.
Adam Doboszyński w swojej publikacji z 1947 r.
pisze: „Niecelowe byłoby kusić się o wywołanie w narodzie
amerykańskim procesów wstecznych, repolonizacyjnych i dążenia do
utrwalenia narodu polskiego w postawie narodu w rozproszeniu. Postawa
ta jest chorobliwa i zakłóca porządek świata.”.
Doboszyński rozumiał, że przyjmujące uchodźców społeczeństwa
nie potrzebują na swoim grzbiecie, roszczeniowo nastawionej,
mniejszości narodowej, ale zasymilowanych, utożsamiających się z
nowym państwem, przydatnych obywateli. Z perspektywy tych
społeczeństw jest to rzeczą oczywistą i jak najbardziej pożądaną.
Nie można więc zarzucać im chęci wynarodowienia Polaków.
W
interesie samych Polaków, leży podtrzymanie tradycji kulturowej,
ważne by czynić to w sposób zwyczajowo tolerowany i nienachalny.
Wańkowicz pisze :”Życia nie można okłamać. Niestety
zbyt wiele widziałem wypadków, jak jurni rodacy, nadęci, w sposób
nieprzejednanie patriotyczny na świat, którego nie znają ( i nie
szanują-przypis mój), szybko wypuszczają z siebie
powietrze..”
Cytuje też Piotra Yollesa, który
sugeruje, by na problem spojrzeć „ z drugiej strony lornetki”,
zadając pytanie: czy bylibyśmy zadowoleni z mniejszości narodowych
w Polsce, które żyją wykorzystując jej zasoby, a nie asymilują
się i nie dają nic w zamian ..?
Jednocześnie
zauważa, że istotnym w procesie asymilacji jest zachowanie „złotego
środka”, ponieważ łatwo doprowadzić do ucieczki w kierunku -
„postawy renegackiej”. „Słowo „renegat” u wszystkich
ludów świata jest słowem pogardliwym do tego stopnia,
że rządy krajów imigracyjnych nawołują przybyszów do
niezatracania swojej osobowości, bo nie chcą mrowia kundli, bo na
człowieku, który wyrzeka się duszy własnej nic nie mogą
zbudować, nie mogą mu zaufać. Wiedząc że w godzinie próby,
która idzie na świat, taki kundel zawiedzie, równie łatwo stanie
się komunistą, jeśli będzie sądził że
nadeszła koniunktura po temu, jak stał się z lekkim sercem
Kanadyjczykiem, Amerykaninem, Anglikiem, Argentyńczykiem (…).
Wyrzekanie się swej narodowości, pozbywanie się jej dla celów
doraźnych jest rzeczą haniebną. Ale proces asymilacji nie pleni
się tylko na brzydkiej pożywce, ale i na zdrowej „.
Autor stara się również uwzględnić w swych rozważaniach rolę
różnic cywilizacyjnych, często podnoszonych przez prawicowych
publicystów. Odnosi to do sytuacji owych „nieszczęsnych”,
wyciągniętych do odpowiedzi przez Jędrzeja Giertycha,
Mazurów.:-))! ”Wyższy stopień cywilizacyjny nie stoi na
straży dawnej przynależności, tylko czyni jednostkę więcej
elastyczną, bardziej zdolną adaptować cechy otoczenia, w którym
się znalazła. Bo przecież nie uważamy się za naród
wybrany. Wartości społeczeństw nas otaczających mają swoje,
równie atrakcyjne strony, jak polskość...”.
Warto więc, jak sadzę zastanowić się, czy aby na pewno Polacy
znają słowo: TOLERANCJA??? A jeśli znają, to jak je realizują w
praktyce???
Droga
bez powrotu.
Jeszcze w końcu poprzedniego dziesięciolecia 70% wyjeżdżających
z Polski obywateli przed 35 rokiem życia, deklarowało powrót do
kraju kiedy już się dorobią . Dzisiaj proporcje są dokładnie
odwrotne, a można przypuszczać, że stan ten będzie postępował
zgodnie z utrzymującym się trendem, na niekorzyść naszego kraju.
Tygodnik „Polityka” zamieścił w jednym z tegorocznych numerów,
ranking poziomu życia w krajach Unii Europejskiej. Na 28 państw,
Polska zajęła w nim pozycję 22. W światowym rankingu Social
Progress Index, Polskę wyprzedziły takie kraje jak: Czechy,
Słowacja, Słowenia, Estonia, Kostaryka, Urugwaj...nic dodać nic
ująć! Jednocześnie propaganda sukcesu przypomina najlepsze lata
„późnego Gierka”.
Ta
propaganda sukcesu opiera się na manipulacji danymi
makroekonomicznymi, przy jednoczesnym pomijaniu sytuacji społecznej
i
politycznej. Oraz takim dobieraniu danych ekonomicznych, by zawsze
wypadały na korzyść aktualnie rządzącej frakcji. W ten sposób
można udowodnić właściwie wszystko. Według doniesień
państwowych mediów, w czasie kryzysu na Ukrainie, na skutek
zaangażowania polskich polityków oraz ich „kluczowej roli” w
rozmowach z przedstawicielami Unii Europejskiej, Polska stała się
podobno „przodującym państwem w regionie”:-)). Aż do chwili,
kiedy zarówno Ukraińcy jak i Niemcy podziękowali Polakom za
wściubianie nosa w nie swoje sprawy, pokazując właściwe miejsce w
szeregu. Według tych samych mediów jesteśmy też „zieloną wyspą
wzrostu gospodarczego”, mamy niską
inflację, bezrobocie na poziomie europejskiej średniej, niski
deficyt budżetowy itd.,itp. Ale jednak wg innych statystyk, w
Polsce:
-
25%
społeczeństwa pracuje za płacę minimalną, co daje jeden z
najwyższych wskaźników w Unii Europejskiej,
gorsi
od nas są tylko Łotysze, Litwini i Rumuni!
-
jest też jeden z najniższych wskaźników wynagrodzenia za godzinę
pracy(9,5 zł),
-
mediana zarobków wskazuje, że 50% społeczeństwa zarabia poniżej
3000 zł miesięcznie,
-
wydajność
pracy w Polsce jest na poziomie 2/3 średniej unijnej, a zarobki na
poziomie 1/3!
Nie chodzi jednak o porównywanie się z kimkolwiek, ponieważ zawsze
trafią się lepsi i gorsi, ale o dostrzeganie istoty problemu, jakim
jest :
-
starzenie się społeczeństwa,
-
odpływ, wraz z falą emigracji zarobkowej najbardziej
wartościowych, wykształconych jednostek,
-
brak dynamizmu i energii społecznej, spowodowany błędną polityką
wobec obcokrajowców, (brak mniejszości wypełniających lukę
demograficzną),
-
frustracja
i niezadowolenie spowodowane brakiem możliwości awansu
społecznego,
-
wewnętrzne skłócenie warstw społecznych.
Państwo, niestety, potrafi tylko manipulować obywatelami, wmawiając
im, że ci, którzy opuścili kraj dla poprawy warunków bytowych są
pozbawieni patriotyzmu, a ci którzy nie uczestniczą w wyborach, nie
mają prawa do wyrażania niezadowolenia. A przecież wszystkie
zasiadające w sejmie partie miały swoją szansę, a związani z
nimi politycy, w ciągu ostatnich 25 lat, już w kraju rządzili.
Nikt nie znalazł sposobu na polityczne ubóstwo, prezentowane przez
poprzedników, mimo chwytliwych haseł i wielkich obietnic.
Doszło do całkowitego skostnienia klasy politycznej, która zaczęła
zabezpieczać swoje interesy w miejsce potrzeb elektoratu,( no może
z wyjątkiem PSL bo u nich to jedno:-)). Przecież to na instytucjach
państwa spoczywa obowiązek zapewnienia możliwości startu młodym,
wykształconym Polakom, zaczynającym swoją drogę zawodową, aby
nie musieli szukać lepszego życia za granicą. Chyba, że celem
przedstawicieli naszego rządu jest pozostawienie w kraju urzędników,
sprzedawców, policjantów i żołnierzy, aby nie było potrzeby
wysilać się w wymyślaniu przedwyborczych obietnic, bo takim
narodem łatwo będzie kierować za pośrednictwem służbowych
poleceń, tylko że to już kiedyś było i skończyło się nie
najlepiej...