piątek, 1 kwietnia 2016

"Żyjemy w jakimś katomarksistowskim kraju..."


Na portalu Onet pojawiła się "Odezwa do polskich przedsiębiorców",autorstwa Ks Jacka Stryczka, twórcy i lidera projektu "Szlachetna paczka”. Ironizując, duchowny prosi polskich biznesmenów, by zlikwidowali swoje firmy i przeszli na zasiłek, ponieważ w świetle obowiązującej w Polsce „moralności katomarksistowskiej” bogactwo jest złem "Być może nie dzielisz się z pracownikami swoim wynagrodzeniem, a na dodatek - o zgrozo - być może jesteś albo grozi ci, że będziesz bogaty! Dlatego apeluję do Twojego sumienia: zamknij firmę, jeśli ją masz. Zamknij. Stań się bezrobotnym i oddaj się pod opiekę państwa. Dopiero wtedy masz szansę znowu stać się dobrym człowiekiem" 1

„Żyjemy w jakimś katomarksistowskim kraju, w którym ciągle powtarza się, że Jezus mówił, że trzeba kochać ubogich, a Marks, że należy nienawidzić bogatych. Ja uważam, że pensja menadżera powinna być skorelowana z wynikami firmy. Jeżeli ktoś jest dobrym prezesem, to niech zarabia godnie. Rozliczajmy tego prezesa z tego, co za te pieniądze zrobił, a nie ile ma. Jeśli to się naprawdę opłaca, to niech sobie tyle zarabia, ale jeżeli nie, to należy go zwolnić.
Dlaczego my jako społeczeństwo mamy oceniać, co się dzieje w banku, który jest czyjąś prywatną własnością? Jeśli mi jako klientowi nie odpowiada, że prezes mojego banku zarabia za dużo, to zmieniam bank.”2

Rzeczywiście, obserwując polską rzeczywistość trudno nie zauważyć, że nasze społeczeństwo uparcie kultywuje dawną bolszewicką ideę socjalistycznej „urawniłowki”, wyrażonej hasłem „skoro ja nic nie mam ty również nie powinieneś nic mieć”. Ale jeśli do czegoś doszedłeś to należy cię zmusić byś się tym podzielił, bo inaczej sami sobie weźmiemy!!! Przecież lud ma zawsze rację, zgodnie z hasłem „vox populi vox Dei” !!!

Ks. Jacek Stryczek uważa, że nie jest to prawdą , ( a ja całkowicie się z nim zgadzam):-)). Dowodzi, że w Polsce powinien obowiązywać etos przedsiębiorczości, promujący zaradność i indywidualną aktywność bez oglądania się na pomoc państwa. „W "Szlachetnej Paczce" tworzymy alternatywną Polskę. Ludzie są u nas w strefie "podwyższonego sensu". Walczymy o to, abyśmy byli bardziej przedsiębiorczy i w ten sposób wychodzili z biedy.”3

Niestety w naszym kraju mimo upływu 26 lat od upadku komunizmu dalej funkcjonuje postawa „sprytnego niewolnika” czyli człowieka niezdolnego do wzięcia odpowiedzialności za swój los we własne ręce, a jednocześnie poświęcającego 90% energii na walkę z państwem o przywileje i ulgi.

Na pytanie o rolę państwa w procesie kształtowania „sprawiedliwości społecznej”ks. Stryczek odpowiada: „Czy państwo powinno to regulować? Tak, ale tylko wtedy, gdy samo ponosi tego koszty, na przykład w sytuacji, z jaką mieliśmy do czynienia w USA po wybuchu kryzysu - państwo ratowało bank za pieniądze podatników, a ten bank wypłacał prezesom gigantyczne pensje. W innym przypadku nic nikomu do tego.(...)Kto powinien o tym decydować? Opinia publiczna? Zgodnie z zasadą sformułowaną przez Miltona Friedmana, najbardziej wpływowa jest mała grupa interesariuszy. Dlatego na szkołę większy wpływ mają nauczyciele niż dzieci i ich rodzice. Która mała grupa ukształtuje opinię publiczną, by stwierdzić, ile ma zarabiać prezes?4

Sugestia, że to kościół powinien nawoływać do „dzielenia się z biednymi”, pełniąc społeczną funkcję „sędziego” również wg ks. Stryczka nie znajduje potwierdzenia w Ewangelii. „Nie! To mit! Nie ma takiego cytatu w Ewangelii mówiącego, że Jezus kazał się dzielić. To jest właśnie taki katomarksizm, zbiór stereotypów, z których tworzy się religię. Jezus na temat podziału przychodu się nie wypowiadał. Pomagał biednym, ale miał wielu znajomych bogatych ludzi, którym wcale nie mówił: „ej, masz za dużo, podziel się”.5

Stan indywidualnego bogactwa obywateli powinien być zależny tylko od ich zaradności i przedsiębiorczości, a nie od pozycji społecznej grupy, zbudowanej szantażem na państwie, oraz przekonaniem ,że najbezpieczniejsza finansowo jest „posada na urzędzie”, ponieważ gwarantuje przywileje i stały w miarę wysoki dochód.

„Nikt nie jest skazany na to miejsce pracy, w którym jest, a jeżeli czuje, że jest skazany na nie, to znaczy, że się zagubił, stał się niewolnikiem sytuacji, z której nie potrafi znaleźć wyjścia. Jeżeli w jego branży nie ma więcej pracy, powinien się przekwalifikować, stopniowo budować swoje kompetencje, żeby z czasem migrować na rynku pracy. A u nas w ramach właśnie tego katomarksizmu jest takie myślenie, że jeśli mi jako pracownikowi jest źle, to winni są wszyscy wokoło tylko nie ja sam. Jak ci jest źle, to zmień pracę. Jeśli twój zawód jest słabo płatny, to naucz się tego, w którym płacą więcej!!!(...)Ja uważam, że praca to jest dobrowolna umowa dwóch stron. Wiadomo, że są potrzebne jakieś uregulowania prawne tego dobrowolnego spotkania, ale uważam, że tam, gdzie komuś coś się narzuca, zaczynają się problemy.6

Kontynuacją tego toku myślenie jest stwierdzenie, iż każdy człowiek sam odpowiada za swoje życie , określenie celów i dążeń. Nie można za to obarczać odpowiedzialnością ludzi, którzy dają nam pracę. „Wydaje mi się, że sytuacja, w której pracownik jest zatrudniony i trudno go zwolnić jest zła, jest pewnego rodzaju nadużyciem. Bo pracodawca bierze pracownika do pracy, a nie bierze odpowiedzialności za jego życie.

(...)Pracownik nie powinien zastanawiać się, kto zapewni mu lepszy los, tylko jak on sam może sobie wykreować lepszy los. Jeżeli mówię, że są lepsi i gorsi pracownicy, to dlatego, że uważam, że człowiek może sam wykreować swoją wartość na rynku pracy i wejść do grupy tych lepszych, bardziej pożądanych na rynku. A ryzyko zmiany pracy? Generalnie biznes polega na ryzyku. Nie rozumiem takiego układu, że prezes pracuje pod presją ryzyka, a pracownicy uważają, że ta presja nie może być na nich przenoszona. Są oczywiście nadużycia. Ale jak kogoś dotykają, może zmienić pracę i przenieść się do innej firmy. A na czas zmiany powinien zadbać wcześniej o bezpieczeństwo finansowe.”7

I na koniec najbardziej kontrowersyjne stwierdzenie, odnoszące się do pomocy socjalnej państwa. Przyznam, ze ja sam nie miałbym dość odwagi by tak sformułować słuszną skądinąd myśl o nadużywaniu tego „awaryjnego” w zamyśle twórców wyjścia.:-)) Dlatego chylę czoło przed bezkompromisowością wypowiedzi ks. Stryczka.

„W czasach Jezusa nie było czegoś takiego jak pomoc socjalna. Oczywiście jak ktoś był niepełnosprawny, był paralitykiem czy niewidomym, to żebrał, czyli utrzymywał się z tego rodzaju pomocy socjalnej. Poza tym było oczywiste, że wszyscy mają pracować na siebie i nikt z tym nie dyskutował. Nie było wówczas alternatywy. Dopiero my, ludzie współcześni stworzyliśmy zaburzenie życia społecznego. Zaczęło się od dobrze zaplanowanych niegdyś planów socjalnych, a doszliśmy to tego, że małe grupy interesów potrafią sobie wywalczyć wielkie przywileje, o czym mówił Milton Friedman. W efekcie ze słusznie wykreowanego systemu ubezpieczania się poszliśmy w kierunku nadużyć w poszczególnych grupach. To do niczego dobrego nie prowadzi.”8

Polscy politycy wszystkich możliwych frakcji od dwudziestu sześciu lat starają się nam wmówić, że nierówności społeczne, będące nieodłączną, wręcz organiczną cechą kapitalizmu ,dadzą się uregulować przy pomocy działań politycznych. To wierutne kłamstwo! Kapitalizm jest ze swej natury, zbudowany na nierówności a społeczeństwo kapitalistyczne podzielone na klasy. Tak więc populistyczna, „katomarksistowska” koncepcja społeczna w nowych warunkach ustrojowych okazuje się być anachronizmem.

Dopóki tzw „masy” nie zrozumieją że nie ma już powrotu do czasów socjalistycznej urawniłowki- Polska pozostanie „dziwnym krajem ubogich ludzi”, marnujących potencjał i energię na walkę z państwem o kolejne socjalne przywileje, w miejsce racjonalnej, przynoszącej wymierne korzyści aktywności gospodarczej.




1http://wiadomosci.onet.pl/kraj/ks-jacek-stryczek-w-polsce-obowiazuje-katomarksizm/h3f77k

2Agata Kołodziej Money.pl Wywidad z Ks. Jackiem Stryczkiem.„Żyjemy w jakimś katomarksistowskim kraju...
3http://wiadomosci.onet.pl/kraj/ks-jacek-stryczek-w-polsce-obowiazuje-katomarksizm/h3f77k
4Agata Kołodziej Money.pl Wywidad z Ks. Jackiem Stryczkiem.„Żyjemy w jakimś katomarksistowskim kraju...
5Agata Kołodziej Money.pl Wywidad z Ks. Jackiem Stryczkiem.„Żyjemy w jakimś katomarksistowskim kraju...
6Agata Kołodziej Money.pl Wywidad z Ks. Jackiem Stryczkiem.„Żyjemy w jakimś katomarksistowskim kraju...
7Agata Kołodziej Money.pl Wywidad z Ks. Jackiem Stryczkiem.„Żyjemy w jakimś katomarksistowskim kraju...
8Agata Kołodziej Money.pl Wywidad z Ks. Jackiem Stryczkiem.„Żyjemy w jakimś katomarksistowskim kraju...

wtorek, 22 marca 2016

O agresji słów kilka...


Jeszcze „wygłupy” czy już agresja?

W związku z moim sierpniowym postem, zatytułowanym „Teoria wybitych szyb w praktyce”, spotkałem się z zarzutem, że demonizuję problem rasistowskich, anty-romskich napisów na murach żarskich koszar, i „niepotrzebnie jątrzę”, bowiem „niewinni nastolatkowie w ten sposób dali jedynie upust nadmiarowi hormonów w okresie pokwitania, bez głębszych, rasistowskich podtekstów i prawdziwej agresji”.(Pozdrawiam Panią W.) Na pytanie czym jest „prawdziwa agresja” usłyszałem w odpowiedzi, że to wtedy kiedy by ich,( czyli Romów) bili albo lżyli bezpośrednio ,albo robili im „coś gorszego” .

Droga Pani! Moim celem nie jest jątrzenie, tylko pokazanie prawdziwego wymiaru naszej osiedlowej rzeczywistości, i zasygnalizowanie pojawiających się w niej patologii!!! Swoją drogą, znacznie bardziej interesuje mnie dlaczego nikt jeszcze nic nie zrobił z tymi napisami? Minęło już ponad pół roku od ich namalowania i żadnym służbom publicznym ani lokalnym władzom nie przeszkadza, że nawołują do nienawiści wobec mniejszości etnicznej!!!! Może są po prostu wyrazem przekonania całej lokalnej społeczności że tak być powinno???

Władze Żar i policja nie mogą się zasłaniać brakiem wiedzy na ten temat , ponieważ ,o ile wiem, dokonano już oficjalnego zgłoszenia a na osiedlu mieszka jeden z radnych, który musi codziennie przejeżdżać obok tych napisów swoim samochodem. Wyemitowano również krótki reportaż, o tym zdarzeniu w lokalnej telewizji, niestety bez echa!!!

Chyba, że należy to potraktować jako wizytówkę prawdziwego stanu świadomości społecznej i empatii mieszkańców Zawiszy Czarnego, ale wtedy liczcie się z tym, że informacja „idzie w świat” i przedstawia was -DRODZY MIESZKAŃCY! w mało korzystnym świetle!!! Dlatego z powodu specyficznego pojmowania, przez lokalną społeczność pojęcia AGRESJI, oraz znając  awersję Polaków do słowa pisanego, postanowiłem pomóc w oswojeniu się z tym trudnym problemem, przy niewielkim udziale literatury fachowej!:-))

Interdyscyplinarna definicja agresji.

Od dziesięcioleci zjawisko agresji, jako szczególny przejaw ludzkiego zachowania, przyciąga uwagę psychologów i socjologów, jednak do tej pory nie udało się opracować jednolitej koncepcji przyczyn tego zjawiska, ani też jego jednoznacznej definicji. „Część autorów uważa, że o agresji można mówić tylko wtedy, gdy skłonność ta występuje z jednoznacznym zamiarem zaszkodzenia komuś lub czemuś. Inni rozpatrują agresję niezależnie od tego, czy dana osoba stawia sobie za cel chęć skrzywdzenia kogoś, względnie uszkodzenia czegoś, czy też traktuje zachowanie agresywne, jako narzędzie służące osiągnięciu innych celów”1

Najczęściej, agresja opisywana jest jako zespół działań podejmowanych z zamiarem sprawienia bólu, cierpienia, szkody; mogących mieć postać zachowań fizycznych lub słownych, przybierających formy pośrednie i ukryte oraz symboliczne, często będąc wyładowaniem emocji złości, gniewu lub irytacji. Może również stanowić przejaw potrzeby uzyskania pożądanych przedmiotów, lub wartości. „Sam termin „agressio” pochodzi z języka łacińskiego i oznacza napad”2 Według słownika psychologicznego pod red. Włodzimierza Szewczuka „(…) agresja to wszelkie działania fizyczne lub słowne, których celem jest wyrządzenie krzywdy fizycznej lub psychicznej, rzeczywistej, bądź symbolicznej jakiejś osobie lub czemuś, co ją zastępuje3 Agresja oznacza zatem takie działanie, które powoduje wyładowanie niezadowolenia lub gniewu na innej osobie, lub rzeczy.

Z agresją powiązane też jest bezpośrednio zjawisko przemocy, które badacze niejednokrotnie stosują zamiennie, uznając za tożsame. Definicja J. Pospiszyla określa przemoc, jako „(...) wszelkie nieprzypadkowe ataki godzące w osobistą wolność jednostki lub przyczyniające się do fizycznej, a także psychicznej szkody osoby, wykraczające poza społeczne zasady wzajemnej relacji4

Uogólniając, wszystkie definicje zwracają uwagę na negatywne konsekwencje zjawiska, a mianowicie: cierpienie, ból, krzywdę ofiary oraz intensywność emocjonalną zachowania sprawcy. Systematyka agresji ze względu na jej formy odnosi się najczęściej do rozróżnienia agresji fizycznej i słownej, lub czynnej i biernej. Agresja fizyczna polega na bezpośrednim ataku w postaci: bicia, popychania, kopania, demolowania itp. Agresja słowna przejawia się w postaci obraźliwych epitetów, gróźb, poniżania godności, wyśmiewania. Agresja czynna, rozumiana jest jako działanie bezpośrednie natomiast bierna, jako okazywanie pogardliwego stosunku do innych, poprzez lekceważenie ich prawa do zachowania godności!!! Obserwując polską ulicę, trudno nie odnieść wrażenia, że niewielu naszych rodaków zdaje sobie sprawę ze swojej agresji wobec innych, tłumacząc takie zachowania naturalną i niewinną potrzebą odreagowania.

Agresja nieletnich.

Szczególnie agresja nieletnich stała się w ostatnim dwudziestoleciu w Polsce zjawiskiem szeroko rozpowszechnionym i narastającym. „Zaobserwowano znaczący wzrost liczby przestępstw, których sprawcami są nieletni poniżej trzynastego roku życia. Coraz częściej też są rejestrowane poważne przestępstwa popełnione przez kilkuletnie dzieci”5

Przemoc i agresja to zachowania świadczące o braku empatii i zaniku wśród młodego pokolenia, umiejętności radzenia sobie z problemami i konfliktami. Współczesnej młodzieży zarzuca się odnoszenie wszystkiego do własnej osoby oraz wzrastającą wrogość wobec społeczeństwa. Wielu nastolatkom z trudem przychodzi nawiązywanie i utrzymywanie poprawnych społecznie kontaktów z innymi ludźmi oraz wykazanie zrozumienia dla cudzych problemów.

Dotyczy to jednak nie tylko naszego kraju, gdzie zjawisko to tłumaczone jest konsekwencjami przemian ustrojowych i społecznych, ale również państw będących na znacznie wyższym etapie rozwoju społecznego niż Polska. „W Holandii, Niemczech, Szwecji czy Wielkiej Brytanii, także odnotowuje się stały wzrost przestępczości nieletnich, obejmującej przestępstwa rozbójnicze, akty wandalizmu oraz gwałty i pobicia, dokonywane przez coraz młodsze osoby.”.6

Problematyka ta pojawia się w środkach masowego przekazu, zazwyczaj dopiero po zaistnieniu tragicznych wydarzeń z udziałem nieletnich przestępców, w wyniku których, traci życie kolejny człowiek. Jednocześnie lekceważy się podstawowe sygnały zagrożeń pojawiające się w czasie, kiedy jeszcze możliwe jest przeciwdziałanie tragedii. Informacje o agresywnych zachowaniach dzieci, najczęściej budzą niewiarę i opór ich rodziców. Ci ostatni, często poszukują przyczyn takich zachowań poza własną rodziną, czy środowiskiem lokalnym, w którym żyją.

Tymczasem, dopiero przyjęcie pełnej odpowiedzialności za taki stan rzeczy oraz odkrycie społecznych i psychologicznych mechanizmów tych zachowań, umożliwi znalezienie metody naprawy sytuacji. Warunek jest jeden: całe społeczeństwo musi przyjąć na siebie odpowiedzialność za kształtowanie właściwych postaw młodzieży. Nie można chować głowy w piasek i udawać ze nic się nie stało bo „ nadmiar hormonów ” (jak powiedziała Pani W),w niekontrolowanym środowisku grupy rówieśniczej może być zabójczy dla postronnych i obyśmy nie byli to my lub ktoś z naszych bliskich!!!


1Grażyna Durka, Zachowania agresywne uczniów wobec nauczycieli [W:] red. Grażyna Miłkowska, Anna Napadło, Teoretyczne i praktyczne aspekty niedostosowania społecznego dzieci, młodzieży i dorosłych, Stowarzyszenie Penitencjarne „Patronat”, Zielona Góra 2009, s. 105
2Włodzimierz Szewczuk, Encyklopedia psychologii, Fundacja Innowacja, Warszawa 1998, s. 1
3Włodzimierz Szewczuk Słownik Pedagogiczny, Wiedza Powszechna, Warszawa 1989, s. 23
4Kazimierz Pospiszyl, Przemoc wobec dziecka- zarys teoretyczny koncepcji, kwartalnik Psychologia Wychowawcza, Nasza Księgarnia, Warszawa 1989 s. 85
5Bronisław Urban, Zaburzenia w zachowaniu i przestępczość młodzieży, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2000, s. 181
6Anthony Giddens, Socjologia, PWN, Warszawa 2005, s. 252

piątek, 4 marca 2016

Tęsknota "ludu" za dyktaturą proletariatu.



Polska klasa robotnicza jest sowiecka, w warunkach prawdziwiej demokracji będzie więc bronić swoich miejsc pracy i całego skansenu socjalistycznych przywilejów…”
Stefan Kisielewski.

Kiedy rozmawiamy o latach socjalizmu w Polsce ,większość obywateli naszego uroczego państwa wyraża poczucie krzywdy z powodu życia w tym opresyjnym systemie. Dotyczy to również beneficjentów socjalistycznej rewolucji 1945-1956 czyli „ludu pracującego miast i wsi”…Jednak w tym ostatnim przypadku, akcentowanym przez proletariat powodem krzywdy, jest rzekoma zdrada tej grupy społecznej przez socjalistyczny system.

W ostatnich dniach stałem się przypadkowym świadkiem dyskusji na pewnym portalu społecznościowym, na temat roli Wałęsy w tworzeniu „Solidarności”, oraz konsekwencji jego agenturalnej przeszłości dla kształtu współczesnej Polski.

Jeden z uczestników dyskusji, posługujący się nickiem „Polak 343 „ napisał : „(...)g... mnie obchodzi czy Wałęsa był agentem w 1974, bo on był swój i w 1980 się nie s...wił i nie poszedł na współpracę z komuną a w 1990 bronił interesu robotników a nie jak te inteligenciki Michnika i Kuronia sprzedawał ich za władzę i koryto...(pisownia poprawiona:-)).

W dalszym ciągu wywodu Polak 343 pisze o swojej tęsknocie za dyktaturą proletariatu , albowiem to jest według niego wzór demokratycznej formuły władzy… „Wiadomo, że demokracja to rządy większości a robotników jest przecież najwięcej, więc władza musi nas słuchać, tylko, że dzisiaj nie ma zgody wśród robotników, i wszyscy nas dymają…"Co ciekawe podobnych wypowiedzi było na tym forum kilkanaście, więc ta, będąc jedną z łagodniejszych, posłużyła mi jako przykład „proletariackiego myślenia” znacznej grupy ludzi w Polsce.

Najciekawsza jest końcowa część przemyśleń, dotycząca istoty sprawiedliwości społecznej, która według Polaka 343 powinna polegać na równym podziale dóbr według zasady „jeśli ja nic nie mam to ty też nie powinieneś nic mieć.”, dotyczyć to miało w przeszłości nadużyć:(…) „ tej złodziejskiej nomenklatury” a współcześnie klasy politycznej czyli „tych złodziei przy korycie”:-). Całość przypomina refleksję polskiego komunisty z lat1945-56, który w jednej z ideologicznych pogadanek do towarzyszy, wyraża zadowolenie, że w socjalistycznej Polsce, wreszcie nikt nie jeździ do zagranicznych kurortów!:-))

Polak 343 napisał też, że on nie był komunistą, ponieważ nie należał do partii, jednak nie walczył,podobnie jak większość członków Solidarności o zniesienie socjalizmu, tylko o jego reformę, polegającą na zwiększeniu uczestnictwa robotników w sprawowaniu władzy, oraz poprawę ich sytuacji finansowej...

To częste tłumaczenie przedstawicieli środowisk chłopskich i robotniczych, zdających się zapominać o całym "skansenie socjalistycznych przywilejów" i "punktach za pochodzenie", dzięki którym 3/4 polskiej inteligencji ma obecnie chłopskie korzenie.

Drogi Polaku 343-nie wystarczył brak uczestnictwa w strukturach organizacyjnych PZPR, by wyjść czystym z tego bolszewickiego rynsztoka!!!! Ponieważ, cały system oparty o tzw rewolucję społeczną, i sfałszowane wybory,(czyli de facto- „ rozbój społeczny” ),był zbrodniczy!!!Więc wszyscy, którzy z niego korzystali, nie rezygnując z „ pakietu ułatwień dla ludu” i nie kontestując ówczesnej rzeczywistości, wyszli w pewien sposób zbrukani...

Co ciekawe- umieszczenie słów :dyktatura i demokracja w jednym zdaniu, nie wydaje się Polakowi 343 dziwne czy niestosowne. Również konstatacja, że „jeśli rząd nie spełni oczekiwań górników to pół miliona tych ostatnich, zrówna z ziemią budynek sejmu”- nie jest, według niego elementem społecznego bandytyzmu ale przejawem zdrowego podejścia klasy robotniczej do problemu redystrybucji dóbr.:-)).

Przypomnijmy że utrzymanie całego „górniczego skansenu”, kosztuje Państwo 4 miliardy złotych rocznie plus 1,3 miliarda strat spowodowanych przez nierentowny system górniczego wydobycia. Same deputaty węglowe dla pracowników i emerytów górniczych to 1.2 miliarda złotych rocznie!W takich okolicznościach domaganie się przez związki zawodowe 14 i 13 pensji, niezależnie od wypracowanego zysku, oraz utrzymanie średniej pensji na poziomie 6,6 tys zł jest nadużyciem i formą społecznego wymuszenia!

W tym momencie przypomniało mi się zdarzenie z końca lat siedemdziesiątych , którego byłem świadkiem. Nauczyciel stojący obok swoich uczniów na peronie dworca jednej z niewielkich mazowieckich miejscowości zwrócił uwagę grupie rozemocjonowanych robotników kolejowych, którzy w rozmowie używali wulgaryzmów. Argumentował, że powinni opanować emocje i rozważniej dobierać słownictwo, ponieważ wulgaryzmy źle wpływają na młode, chłonne umysły. Odpowiedź którą usłyszał mogła mu się nie spodobać.

Jeden z robotników zakomunikował mu, że młodzież powinna się uczyć prawdziwego życia, a poza tym „ ty zaj….y inteligencie pamiętaj że to ty jesteś dla nas a nie my dla ciebie”...

Czytając wypowiedzi Polaka 343 oraz jemu podobnych i obserwując otaczającą mnie rzeczywistość, odnoszę wrażenie, że znaczna część polskiego proletariatu nie przestała tak myśleć a odczuwane przez nich poczucie krzywdy wynika z marginalizacji wpływu tej grupy społecznej na losy państwa.

Jednak przeświadczenie, że wszyscy wokół powinni zastosować się do woli proletariatu bo jest on najliczniejszą grupą społeczną - trąci rewolucyjnym marksizmem, który miejmy nadzieję został ostatecznie pogrzebany. Inaczej istnieje ryzyko przywrócenia dawnej formy dyskursu, dającej zamknąć się w zdaniu: „Dajcie nam co chcemy albo dostaniecie po mordzie”.

poniedziałek, 22 lutego 2016

Jestem libertarianinem!


"Naprawę państwa należy zacząć od naprawy pojęć".
Konfucjusz

Większość tematów na moim blogu inspirowana była potrzebą „nazywania po imieniu” zjawisk społecznych, które w naszym kraju definiowane są w sposób znacznie odbiegający od ich formalnej definicji. Ta prawidłowość dotyczy również dzisiejszego wpisu.:-).

Kilka dni temu zapytany o swoje poglądy polityczne, przez młodego ,około trzydziestoletniego człowieka, odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że jestem libertarianinem, a właściwie, rozszerzając definicję - zwolennikiem nurtu anarcho-kapitalistycznego. W swojej naiwności sądziłem ,że wystarczy posłużyć się tymi sformułowaniami by zostać zrozumianym przez rozmówcę.

Niestety podobnie jak to bywało już w innych sytuacjach stwierdziłem, że mój interlokutor otworzył szeroko oczy i usiłując zabić w sobie ciekawość, bez przekonania kiwał głową. Miało to sugerować iż wie o czym mówię…W tych okolicznościach postanowiłem rzucić trochę światła na sprawę - przytaczając, okrojoną z konieczności definicję libertarianizmu.

Libertarianizm jako doktryna społeczna.

Libertarianizm jest doktryną społeczno-polityczną powstałą pod koniec lat sześćdziesiątych i na początku lat siedemdziesiątych z inicjatywy Murraya N. Rothbarda, Karla Hessa, Johna Hospersa, Harry'ego Browne'a Roberta LeFevre'a i wielu, wielu innych, głoszącą, iż każdy człowiek powinien mieć swobodę dysponowania swoją osobą i własnością, o ile nie ogranicza swobody dysponowania swoją osobą i własnością komuś innemu a jej podstawą jest ZASADA NIEAGRESJI.

Zasada ta odnosi się zarówno do sfery życia społecznego jak i gospodarczego a definiowana jest na wiele sposobów, oto dwa z nich :„Mówi ona po prostu, że dla każdego legalnym powinno być czynienie czegokolwiek, co chce, o ile nie inicjuje (czy grozi użyciem) przemocy w stosunku do innych osób i prawnie przez nich posiadanej własności. To znaczy, że w wolnym społeczeństwie każdy będzie miał prawo produkować, kupować lub sprzedawać dowolne towary i usługi na bazie obopólnie akceptowanych reguł. Tym samym nie będzie przestępstw bez ofiary, regulacji ceny, rządowej kontroli nad gospodarką, itp”1. Tak więc wynika z tego,że dyktatura większości, bez uwzględnienia potrzeb mniejszości-czyli „demokratura”- jako forma wymuszania woli mas, jest sprzeczna z zasadą libertarianizmu i nie da się jej nazwać demokracją!!!

Druga definicja akcentuje bardziej charakter relacji społecznych:”Podstawowym aksjomatem teorii libertariańskiej jest to, że nikt nie może grozić ani użyć przemocy (agresji) wobec innej osoby czy jej własności. Przemocy może użyć jedynie w stosunku do osoby, która dopuściła się przemocy, to jest jedynie w obronie przed agresywną przemocą ze strony innej osoby. W skrócie, nie można użyć przemocy w stosunku do kogoś, kto nie jest agresorem. To jest podstawowa zasada, z której można wydedukować cały zbiór praw libertariańskiej teorii. 2

W tym momencie na twarzy rozmówcy dostrzegłem przebłysk zrozumienia, co wbiło mnie w samozadowolenie z powodu niesłusznie przypisywanych sobie zdolności pedagogicznych , bo już kolejna wypowiedź zwaliła mnie z nóg. „A to ty jesteś lewakiem, to nie rozumiem czemu tak krytykujesz komunistów?..”.

Tym razem to ja szeroko otworzyłem oczy..:-) ponieważ skojarzenie libertarianizmu z komunizmem było ostatnią rzeczą jak przyszłaby mi do głowy. Jak się jednak okazało ścieżki ludzkiego umysłu w dochodzeniu do prawdy są niezbadane i pokrętne… Musiałem więc wytłumaczyć na czym polega różnica.

 Libertarianizm a komunizm.

Według doktryny libertariańskiej dobro wynika z poszanowania wolności, która legitymizuje prawo do posiadania i dysponowania własnością. Takie postawienie sprawy gwarantuje sprawiedliwość społeczną. Jeśli pod hasłami sprawiedliwości społecznej państwo zabrania posiadania własności prywatnej oraz poprzez przymus realizuje cele polityczne, to mamy komunizm w jego bolszewickiej odmianie. Jeśli zaś obok prawa do wolności uznajemy konieczność istnienia państwa jako strażnika praw i swobód obywateli w jego minimalnej okrojonej wersji (policja, wojsko, sądownictwo) to jest to odmiana libertarianizmu tzw minarchizm lub etatyzm . Jeśli zaś uznamy że te elementy państwa można pozostawić w rękach prywatnych to jest to anarcho-kapitalizm.

Tak więc ze względu na forsowanie zasady, że: „wolność to uświadomiona konieczność” :-) komunizm nie ma nic wspólnego z libertarianizmem a JA NIE JESTEM LEWAKIEM!!!:-)



1Walter Block http://www.libertarianizm.pl/zasada_nieagresji
2Murray Newton Rothbard http://www.libertarianizm.pl/zasada_nieagresji

czwartek, 28 stycznia 2016

Polskie myślenie ekologiczne.


" Przyroda jest czymś innym niż sądzimy,
Ma duszę, jest wolna, pełna miłości,
Przemawia własnym językiem "
.

Arne Naees

W Lubuskiem grasują watahy wilków, mieszkańcy przerażeni, musi być odstrzał!!!”:-))1

Cytowany przeze mnie, twórca ruchu „ekologii głębokiej” i ekofilozofii Arne Naees, powiedział kiedyś, że pytanie „ ...czy wolno zabić ostatnie z żyjących zwierząt, by ratować ludzkie życie?...jest niewłaściwie postawione, ponieważ ważniejsze dla istnienia człowieka, powinno być pytanie - „dlaczego to zwierzę jest ostatnie”? Wczorajsze prasowe doniesienia spod zachodniej granicy potwierdzają słuszność tej tezy...

W internetowych wydaniach polskich dzienników pojawiły się, mrożące krew w żyłach, informacje na temat wilków w województwie lubuskim. Alarmujące tytuły głoszą :”W Lubuskiem grasują watahy wilków- mieszkańcy przerażeni!!!”,albo - „Watahy wilków w Lubuskiem -musi być odstrzał, mówią mieszkańcy!!!”, „Wilki podchodzą pod domy w Olbrachtowie”.

Dla zobrazowania grozy sytuacji, portal TVN 24 pokazał wójta Olbrachtowa, relacjonującego sytuację zagrożenia życia i zdrowia biednych mieszkańców ,których te bestie „będą na pewno atakować jak zgłodnieją…”. Przecież powszechnie wiadomo że nie gustują w sarnach ani jeleniach, których w naszych lasach jest zatrzęsienie, ale właśnie w ludzkim mięsku- a szczególnie takim, które dobrze przesiąkło zapachem lokalnego „wina”..:-))

Pan wójt w zaprezentowanej przez TVN wypowiedzi, mówił o konieczności „odszczału”:-) albo „zamknięciu tych wilków”, zgodnie z zasadą „chłop żywemu nie przepuści”. Dodał też, że równie uciążliwe są borsuki, ( bo to panie nory kopią), których też, o zgrozo, „nie można ruszyć” bo wszystkie są pod ochroną. Poprzez kontrast, w zestawieniu nie dającego się porównać dobra człowieka i wilka, dowodzono konieczności zapewnienia równie skutecznej ochrony zalęknionym mieszkańcom Olbrachtowa.:-)).

Wilki funkcjonują w lokalnym ekosystemie od kilkunastu lat i jak dotąd zdarzyło się zaledwie kilka incydentów z ich udziałem , polegających na pojedynczych atakach na zwierzęta gospodarskie lub domowe. Cóż, taka jest natura wilka, że jako mięsożerca, wyposażony w instynkt łowiecki, ma zakodowany nawyk polowania. Trzeba się więc liczyć się z tym, że niedopilnowana krówka lub owieczka może nie wrócić z „samodzielnej, leśnej eskapady”, i zadaniem gospodarza jest sprawić by tak się nie stało.

Wilki jako zwierzęta szczególnie płochliwe i unikające człowieka nie zagrażają mu bezpośrednio, o czym sam miałem okazję się przekonać, spotykając je kilkakrotnie w ciągu ostatnich 10 lat. Dodam, że wynikało to z chęci obserwowania ich w naturalnym środowisku a nie z powodu morderczych instynktów przedstawiciela „wyższego gatunku.”

Przyzwyczailiśmy się w Polsce, że las to taka monokulturowa plantacja sosny, pozyskiwanej przez Lasy Państwowe według założonego planu, na potrzeby przemysłu drzewnego. Dowodzą tego drzewa sadzone „pod sznurek”, oraz rozbudowana sieć leśnych dróg, pozwalająca wywozić „produkowane” drewno do fabryk. Pętające się po lesie , nie wiedzieć po co, zwierzęta są natomiast źródłem rozrywki elitarnej grupy przedstawicieli naszego narodu - czyli myśliwych.

Elitaryzm tej grupy wynika z wysokich cen sprzętu, niezbędnego do uprawiania owego hobby, oraz swoistego języka, jakim posługują się myśliwi, starając uzasadnić zastępowanie drapieżników w ich szczytowej roli. Elitarne są również przepisy, które obowiązują niezmiennie od 1968 r, pozostając równie archaiczne jak gwara łowiecka, sięgająca swym źródłosłowem czasów jagiellońskich.

W świadomości Polaków zakorzeniło się więc przekonanie, że dzikie zwierzęta to taki żywy chwast, szkodliwy dla funkcjonowania rolniczych hodowli i plantacji. W sytuacji prawdziwego, czy też wymyślonego zagrożenia, rolnicy widzą jedno rozwiązanie: „odszczelić”:-)). Nikt nie zastanawia się natomiast jak taki odstrzał wpłynie na lokalny ekosystem , ponieważ nikt nie ma świadomości, że ten ekosystem jest potrzebny człowiekowi do życia, jak powietrze i woda. Wraz z jego zniszczeniem zginie gatunek głoszący, że „...człowiek to brzmi dumnie” czyli sam homo sapiens, sapiens!

Ten materiał unaocznił mi, że w narodzie, utrwaliło się, jakże błędne, założenie, iż człowiek nie jest częścią przyrody tylko jej właścicielem...Postanowiłem zatem sprawdzić jakim poziomem wiedzy na temat stanu naszego ekosystemu dysponują Polacy i jakie zagrożenia uznają za istotne dla funkcjonowania człowieka w środowisku przyrodniczym?

Czy Polacy wierzą w ekologiczne zagrożenia?

Kto, słuchając wywodu wójta Olbrachtowa mógłby pomyśleć, że Polacy nie posiadają elementarnej wiedzy na temat ekologii, bardzo by się pomylił. Wiedzę tę badał na początku listopada 2014 r amerykański ośrodek Pew Reserch Center. Badania obejmowały 40 krajów i dotyczyły również Polaków, którzy mieli okazję zabłysnąć na tle innych narodów. Tak też się stało, okazało się mianowicie, że nasi rodacy są najbardziej „wyluzowaną „ nacją w ocenie problemu globalnego ocieplenia i najmniej przejmują się zmianami klimatu. W „luźnym” podejściu do sprawy ,pobili nas jedynie Izraelczycy, którzy mają, jak wiadomo, inne problemy na głowie. Średni wskaźnik indeksu troski o klimat wynosi w tym badaniu 9,93, a Polacy zostali ocenieni na 8,73, przegrywając nawet z opóźnionymi w reagowaniu na problemy ekologiczne Ukraińcami i Rosjanami!!!2

Czyżby więc lekceważące nastawienie do ekologicznych problemów świata wynikało z braku świadomości zagrożeń? Ależ nie!! Przeprowadzone w ubiegłym roku badania krajowe,(bodajże przez CBOS),pokazały że 71 % Polaków wierzy w globalne ocieplenie jako skutek działalności człowieka. Ale ponad 37% stwierdziło że ich to nie dotyczy, ponieważ ewentualne tragiczne konsekwencje nie zdarzą się za ich życia a 53 % orzekło, że klimat zmienia się cyklicznie, więc nie ma się czym przejmować.

Pozostali uznali, iż alarm w sprawie globalnego ocieplenia jest konsekwencją działalności wielkich koncernów przemysłowych, zarabiających na źródłach energii odnawialnej i tak naprawdę chodzi tu o nic innego jak o biznes. Zgodnie z polskim modelem rozumowania o cudzym biznesie, nie można pozwolić by tacy cwaniacy zarabiali na ludzkim strachu. Tak więc „na złość babci odmrożę uszy” ale nie dam zarobić „zielonym firmom”!

W ostatecznym rozrachunku -Polacy uważają, że zmiany klimatyczne są niepodważalnym faktem, ale nie zamierzają nic w tej sprawie robić, przynajmniej na razie. Jeśli zajdzie taka konieczność niech się martwią nasze wnuki – przecież nas to jeszcze nie dotyczy! A skoro tak to wydawajmy pieniądze na bardziej potrzebne przedsięwzięcia!:-) Jakie to typowe dla Polaków, zawsze są ważniejsze problemy i wyższe cele, dlatego stare przysłowie o „Polaku mądrym po szkodzie” jest ciągle aktualne. Jednak zanim pójdziemy po rozum do głowy i zaczniemy się zamartwiać o cały ekosystem, dajmy choć trochę pożyć tym biednym wilkom, bez forsowania smutnej w swej wymowie koncepcji prewencyjnego odstrzału.


1http://www.wprost.pl/ar/530299/W-Lubuskiem-grasuja-watahy-wilkow-mieszkancy-przerazeni-Musi-byc-odstrzal/
2Polityka nr 48(3037)2015

środa, 20 stycznia 2016

Powrót IV RP czyli PIS bez cenzury.


Dokonało się! – zmiana u steru państwa stała się faktem! Według polityków PIS-u :-)), wszystko przebiegło sprawnie i zgodnie z zasadami demokracji...Wytyczne do działania nowych władz wydał sam „Wódz Partii i Narodu” a nieśmiałe próby ich przewartościowania, dokonane przez nowo mianowaną Panią Premier zakończyły się pogrożeniem palcem oraz stwierdzeniem, że „człowieka na tym urzędzie zawsze można zmienić...”

Obietnice z kampanii wyborczej są realizowane na bieżąco, począwszy od sztandarowego przedsięwzięcia, promującego wielodzietność - czyli 500 zł na dziecko. Niestety, równość obywateli wobec prawa nie jest tu już tak istotna, jak sam gest ze strony rządu. Jasno dano to odczuć tym przedstawicielom klasy średniej, którzy do pieniędzy i dobrobytu doszli za sprawą własnej zaradności i przedsiębiorczości. Stwierdzono mianowicie, że nieetycznym z ich strony byłoby zgłosić się po ów dodatek, ze względu na wystarczający do utrzymania wielodzietnej rodziny status finansowy. W odróżnieniu od niezaradnych, słabo wykształconych i bezczynnych przedstawicieli proletariatu, którzy zamiast doskonalenia zawodowego i i aktywnego poszukiwania pracy, powinni się teraz zająć rozmnażaniem dla dobra ojczyzny. Płodząc potomstwo na swój obraz i podobieństwo.

Obserwując tę sytuację odniosłem wrażenie, że znowu powiało „gierkowską ideologią dobrobytu”, rozumianą jako tworzenie iluzji zaspokojenia potrzeb proletariatu miast i wsi…Sam Kaczyński w jednym z wywiadów, ironizował, że „ludziom obecna sytuacja nieodparcie kojarzy się z epoką Gierka, ale przecież oprócz licznych podobieństw są znaczne różnice tzn -gospodarka rynkowa, wolność obywateli i fachowość kadry rządzącej”. Jednak dla przedstawicieli starszego pokolenia jasnym jest, iż ideologiczna koncepcja państwa, Jarosława Kaczyńskiego, tworzyła się właśnie w tamtej epoce i wyobraźnia prezesa nie potrafi wzlecieć ponad jej skostniałe idee. Większość haseł brzmi znajomo: „Program partii programem narodu”, „partia kieruje a rząd realizuje jej założenia”, „media państwowe tubą propagandową partii..” itp. Czyżby nowa koncepcja realnego socjalizmu w duchu chrześcijańsko-narodowym?

Analizując system sprawowania władzy dostrzegamy że :
  • Centralna, podporządkowana partii władza stara się kontrolować wszystkie obszary życia społecznego i gospodarczego państwa.
  • Jedna, narodowo-chrześcijańska ideologia ma być spoiwem kulturowym całego polskiego społeczeństwa.
  • Wolność jednostki jest podporządkowana nadrzędnej idei i musi się mieścić w normie ustalonej przez partię.
  • Instytucje kontroli (np. Trybunał Konstytucyjny)oraz władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza powinny wyrażać wolę narodu, na straży której stoi Partia!
  • Wszyscy myślący inaczej stanowią kastę gorszych Polaków, a stając po stronie opozycji porównywani są do ZOMO!
  • Wszyscy liberałowie- finansowani są przez „zachodnich mocodawców z opcją niemiecką na czele...”

Prezes tak podsumował to wszystko w swoim exposé: „(…) ideą nadrzędną jest Polska Wspólnota Narodowa, do jej realizacji zaprzęgnięto cały mechanizm państwa, inspirowany partyjnym programem reform a celem jest zapewnienie Polakom bezpieczeństwa militarnego, gospodarczego i społecznego”.! Niby pięknie i szlachetnie ze strony Prezesa, jest jednak pewien problem.

Proponowana przez PIS forma rządów jest tak daleka od formuły politycznego pluralizmu, że żaden szanujący się obywatel Wolnego Świata nie nazwałby jej demokratyczną. System stworzony przez Prezesa nazwać można w najlepszym razie: „demokraturą” , rozumianą jako przebrzmiała idea „dyktatury większości”, a właściwie dyktatury silniejszego, w polskich realiach definiowanej hasłem ;”TERAZ K...A MY!!!” Jest ona absolutnie obca zasadzie umowy społecznej, realizowanej poprzez poszanowanie praw mniejszości…oraz idei „PAŃSTWA PRAWA „ wszechobecnego w założeniach ideologicznych PIS-u!

Dla niedostrzegających niczego złego w takim podejściu do demokracji, krótka informacja: Pan Prezes uznał że : elity są wynarodowione i nie można im ufać, administracja powinna być upolityczniona a nie fachowa, Unia Europejska nas oszukuje i wykorzystuje, więc powinniśmy się na nią wypiąć… Środkami do walki z tymi problemami jest: przejęcie kontroli nad służbami specjalnymi, sparaliżowanie Trybunału Konstytucyjnego i przejęcie mediów publicznych.

Obserwując wydarzenia ostatnich tygodni trudno nie dostrzec, że Prezes konsekwentnie realizuje swoją koncepcję IV RP , opartą o stare obietnice z poprzedniej kadencji, pełne banałów i populizmu. Co ciekawe - propozycje rozwiązań politycznych Beaty Szydło w warstwie społecznej i ekonomicznej w znacznym stopniu podobne są do poglądów dzisiejszej zachodniej lewicy, tylko po takim szokującym otwarciu, trudno uwierzyć że ma to jakiekolwiek znaczenie dla sposobu sprawowania władzy w naszym kraju, skoro z tylnego siedzenia kieruje nim Pan Prezes…

Dodać do tego trzeba obowiązującą od początku rządów PIS-u „politykę tworzenia etosu bohaterstwa” we wszystkich dziedzinach życia społecznego. Ma to na celu zerwanie z tradycją mówienia prawdy o wadach i wyciągania właściwych wniosków z błędnych posunięć.:-))Dała temu wyraz Pani Premier mówiąc:”(...) byśmy nie wstydzili się budować etosu naszych bohaterów i zawsze o nich pamiętali. Przy wsparciu publicznych środków powinny powstawać takie dzieła, które opowiedzą Polsce i światu prawdę o naszych bohaterach.”1

Oby nie znaczyło to, że naród, który do dziś nie poradził sobie z odgrzebaniem prawdy spod kłamstw komunistycznej propagandy, musi wysłuchiwać nowych, naciąganych ideologicznie interpretacji współczesnych i historycznych wydarzeń. A wszelkie próby odbrązowienia i odkłamywania polskiej rzeczywistości zakończyć by się miały zamknięciem ust, sądowym wyrokiem, po publicznym procesie w stylu PRL. Przyznać trzeba , że przy stosowanej przez PIS taktyce faktów dokonanych nie wydaje się to być zdarzeniem szczególnie nieprawdopodobnym.


1Polityka nr 48(3037), 25,11-1.12.2015

środa, 9 grudnia 2015

Prowincjonalny system rządów-czyli PZPR wiecznie żywa!


Do niedawna wiele podróżowałem po Polsce rowerem. Praktycznie w każde wakacje zdarzało mi się pakować sakwy i ruszać w trasę. Zaletą takiego sposobu podróżowania jest możliwość wnikliwej obserwacji otoczenia, a przede wszystkim sposobu funkcjonowania lokalnych społeczności we wszystkich zakątkach naszego kraju.:-))

A było co obserwować! Zacząłem doświadczać w praktyce,skutków zmian zachodzących w kraju po wstąpieniu do Unii Europejskiej. Zaliczam do nich lepsze drogi, pojawiające się jak grzyby po deszczu - ścieżki rowerowe, łatwiejszy dostęp do placówek handlowych i kulturalnych. Jednym słowem : „sielanka”. Ale kiedy wejść w to trochę głąbiej to okazuje się że nie jest wcale tak różowo. Lepsze drogi kończą się gdzieś w „szczerym polu”, ścieżki rowerowe przebiegają tylko przez środek wsi a na jej granicy przechodzą płynnie w drogi przeciwpożarowe z piachem po osie. Na kempingach i polach namiotowych brak jest bankomatów, zdarza się ,że po pieniądze lub dla uzyskania pomocy medycznej trzeba jechać kilkadziesiąt kilometrów do sąsiedniej gminy.

Bywa również, że gminy fundują sobie kładki dla pieszych nad lokalnymi ciekami, w miejscach, gdzie nikt od lat nie widział żywej duszy, a perony kolejowe (patrz Zielona Góra), pojawiają się niespodziewanie w środku lasu, gdzie jedynie sarny i dziki mogłyby z nich korzystać...Nie są to odosobnione przypadki bo pieniądze publiczne wydaje się w ten sposób w całym naszym kraju.

Przeciętny Holender , Niemiec lub Szwed powiedziałby, w takiej sytuacji, że to zwykła niegospodarność, ale nie Polak. Dla Polaka nie jest to kwestia dyskusyjna - skoro taki stan rzeczy istnieje to znaczy, że tak musi być i nie ma co się nad tym zastanawiać. Przecież nie utrudnia to w żaden sposób korzystania z ulubionej rozrywki, jaką jest picie piwa pod sklepem. A, że ktoś uszczknie coś tam z funduszy unijnych to problem Unii, skoro daje kasę to niech się martwi. Tylko, boleśnie narzuca się konstatacja , że jest to powtórka z czasów gierkowskich, kiedy kupione za dewizy na Zachodzie maszyny rdzewiały pod gołym niebem, bo zamówiono je zanim powstała fabryka, a budowane w ekspresowym tempie drogi dla uczczenia przyjazdu I sekretarza, rozpadały się po tygodniu ponieważ asfaltowy dywanik kładziono na piaskowym podłożu.

Dr hab. Piotr Nowak z Uniwersytetu Jagiellońskiego , twierdzi, iż taki stan rzeczy wynika z adaptacji dawnego ,komunistycznego systemu zarządzania, stosowanego w prowincjonalnej Polsce przez PZPR. W wywiadzie udzielonym Tomaszowi Borejzie - mówi: Na górze zwykle jest jakiś poseł. Najlepiej jak ma tzw. przełożenie na Warszawę i dojście do jakiegoś ministerstwa. W województwie lub powiecie znajduje się gwiazda takiego układu. Na ogół jest to człowiek umocowany politycznie, który pełni rolę pośrednika. Często ci "organizatorzy" znajdują się też w starostwach powiatowych. Duże znaczenie ma urząd marszałkowski, bo tam są pieniądze i realny wpływ na politykę w lokalnych społecznościach. Natomiast na dole jest poziom gminny, gdzie to wszystko przekłada się na konkrety – kontrakty i etaty.”1

Jest to układ żywcem przeniesiony ze struktury PZPR. Na jego czele stał jakiś lokalny, powiązany z „centralą „ działacz partyjny, dalej struktura egzekutywy wojewódzkiej i nomenklaturowi dyrektorzy przedsiębiorstw. Dzisiaj ci dyrektorzy państwowych przedsiębiorstw zostali zastąpieni przez prywatnych przedsiębiorców, nieformalnie powiązanych z lokalną władzą.
Powoduje to, że przetargi na kontrakty w których teoretycznie powinna decydować cena oraz doświadczenie, wiedza i jakość wykonania usługi, ustawia się tak by wyeliminować konkurencję z zewnątrz, (ten stan rzeczy doskonale przedstawiono w serialu „Ranczo” gdzie przetargi, wójt ustawiał tak by wszystkie kontrakty przypadały Więcławskiemu):-)).

Zainteresowani, wewnątrz układu dogadują się, kto ma dostać kontrakt. Oczywiście zawyża się przy tym koszty dla uzyskania spektakularnych korzyści. Konsekwencje są takie, że świadczone w tym systemie usługi okazują się tańsze na wolnym rynku niż w zamówieniach publicznych. Dotyczy to wszystkich dziedzin działalności- od montażu instalacji, budowy wiat przystankowych, melioracji pól, aż do dużych projektów budowlanych. W całej Polsce inwestycje są realizowane po to by znajomi i krewni mogli zarobić a nie dlatego, że są potrzebne lokalnej społeczności.

Tu znów zacytuję dr. Nowaka: „Często. Celem wydawania pieniędzy niekoniecznie jest wizja programowa. Bywa nim znajomość konkretnego wykonawcy. Skoro coś może wykonać "swój", to się właśnie to robi. Mam na swoim terenie brukarzy? Zrobię chodniki. Nie zawsze chodzi o korupcję. Często o brak kompetencji i specyficzny sposób rozumienia interesu społecznego. Przy czym bardzo trudno jest tego dowieść, stosując tradycyjne narzędzia badań społecznych.”2

Mistrzami”w tej dziedzinie są działacze PSL - „Ze smutkiem muszę powiedzieć, że widać to po ostatnich wypadkach w PSL-u. Kiedy czytam, jak zatrzymany poseł awanturuje się z policją i krzyczy, że nie mogą go dotykać, bo on zna posła Burego i ich załatwi, to w jego przekonaniu, że może to zrobić, widzę kwintesencję tego, jak takie układy działają. Ci, którzy mogliby z tym coś zrobić, bardzo często w nich uczestniczą. Ci, którzy chcieliby z nimi coś zrobić, są bardzo często za słabi.”3

Mieszkańcy takich prowincjonalnych miejscowości niejednokrotnie sami są uwikłani w nielegalne przedsięwzięcia, czego byłem świadkiem w jednej z „letnich metropolii”, kiedy to tzw „porządny obywatel”przez 30 minut narzekał na niegospodarność i nepotyzm w gminie, oraz złorzeczył „durnym mieszkańcom” że dają sobą manipulować. Kiedy go zapytałem dlaczego sam nic z tym nie robi tylko narzeka, odpowiedział- „coś pan zwariował ja warsztat na czarno prowadzę jak podskoczę to mnie utrącą..” I tak wygląda obywatelska postawa polskiej prowincji, aktywizuje ją najczęściej zazdrość, że powiązany z polityką wójt więcej wyciąga ze swoich kombinacji niż „porządny obywatel” ze swojego prowadzonego „na czarno” warsztatu.:-))

Jeśli dodamy do sieci takich powiązań lokalne media, zależne od finansów gminy, komendanta policji, który jest szwagrem wójta, prokuratora, będącego bratem ciotki żony i sędziego który kończył studia z prokuratorem, to okaże się że lokalny układ stał się twierdzą nie do zdobycia, a cały aparat państwa jest za słaby by go zdemontować.

Innym problemem są kompetencje lokalnych urzędników, spośród których większość to ludzie słabo przygotowani, trafiający na stanowiska dzięki protekcji rodzin i znajomych. W socjologii taki sposób aktywności społecznej nazywany jest"brudnym kapitałem społecznym". Aby odróżnić gminę z siecią patologicznych powiązań od zarządzanej zgodnie z zasadami wystarczy przyjrzeć się rozwojowi poszczególnych miejscowości. Jak pisze Nowak- „ Jeżeli trafiam do gminy, w której jest kilka lub kilkanaście miejscowości, i widzę, że wszędzie jest kanalizacja "lub" strategia na rozwiązanie problemów ścieków i wodociągi, to sobie myślę: to jest dobrze funkcjonujący wójt. Jeżeli trafiam w miejsce, gdzie jest jedna centralna miejscowość, która ma wszystko, a inni nic, to się zastanawiam, kto tutaj rządzi. Kryteria są zresztą często dość racjonalne. Inwestuje się tam, gdzie potrzebne są głosy. W miejscowościach, gdzie jest najwięcej mieszkańców.”4


Ostatnim problemem o którym chcę powiedzieć, a pisałem już o nim w poście: „Zastaw się a postaw się „,jest bezmyślne małpowanie wzorców zachodnich, bez dostrzegania kontekstu ich występowania. Większość takich adaptacji pasuje do polskich realiów jak „pięść do nosa”. Tak pisze o tym Nowak-„Tutaj jest też taka kwestia, że my jak papugi próbujemy naśladować cudze rozwiązania. Tymczasem potrzebujemy własnych. Jak mam sięgnąć do mojej działki, to jestem pewien, że na polskie rolnictwo nie ma pomysłu. Obawiam się, że brniemy w pułapkę. Są dobre samorządy, które rozwijają się w zrównoważony sposób i będą w stanie utrzymać swoje inwestycje. Ale będą też tacy, którzy nie udźwigną kosztów. Przy dekoniunkturze nie będą w stanie utrzymać tego, co zbudowali. Tego nikt nie kontroluje. To jest zostawione na żywioł. Kto spłaci te kredyty? Kto to wszystko utrzyma? Chyba najlepszy przykład to aquaparki, które teraz buduje się wszędzie.”5


Ważne by to wszystko zauważać i nie udawać że tak powinno być. By nie okazało się po latach, że podobnie jak w „epoce gierkowskiej” zmarnowaliśmy szanse jakie otworzyły przed nami zachodnie kredyty, inwestując pieniądze w nietrafione przedsięwzięcia, oraz ufając ludziom dbającym jedynie o własny interes. „Trzeba budować metody, które pozwolą ludziom się komunikować, organizować i współdziałać.”6


1Tomasz Borejza Onet wiadomości „Polską lokalna rządzą sieci interesów”
2Tomasz Borejza Onet wiadomości „Polską lokalna rządzą sieci interesów”
3Tomasz Borejza Onet wiadomości „Polską lokalna rządzą sieci interesów”
4Tomasz Borejza Onet wiadomości „Polską lokalna rządzą sieci interesów”
5Tomasz Borejza Onet wiadomości „Polską lokalna rządzą sieci interesów”
6Tomasz Borejza Onet wiadomości „Polską lokalna rządzą sieci interesów”