„Polska
klasa robotnicza jest sowiecka, w warunkach prawdziwiej demokracji
będzie więc bronić swoich miejsc pracy i całego skansenu
socjalistycznych przywilejów…”
Stefan
Kisielewski.
Kiedy
rozmawiamy o latach socjalizmu w Polsce ,większość obywateli
naszego uroczego państwa wyraża poczucie krzywdy z powodu życia w
tym opresyjnym systemie. Dotyczy to również beneficjentów
socjalistycznej rewolucji 1945-1956 czyli „ludu pracującego miast
i wsi”…Jednak w tym ostatnim przypadku, akcentowanym przez
proletariat powodem krzywdy, jest rzekoma zdrada tej grupy społecznej
przez socjalistyczny system.
W
ostatnich dniach stałem się przypadkowym świadkiem dyskusji na
pewnym portalu społecznościowym, na temat roli Wałęsy w tworzeniu
„Solidarności”, oraz konsekwencji jego agenturalnej przeszłości
dla kształtu współczesnej Polski.
Jeden
z uczestników dyskusji, posługujący się nickiem „Polak 343 „
napisał : „(...)g... mnie obchodzi czy Wałęsa był agentem w
1974, bo on był swój i w 1980 się nie s...wił i nie poszedł na
współpracę z komuną a w 1990 bronił interesu robotników a nie
jak te inteligenciki Michnika i Kuronia sprzedawał ich za władzę
i koryto...(pisownia poprawiona:-)).
W
dalszym ciągu wywodu Polak 343 pisze o swojej tęsknocie za
dyktaturą proletariatu , albowiem to jest według niego wzór
demokratycznej formuły władzy… „Wiadomo, że demokracja to
rządy większości a robotników jest przecież najwięcej, więc
władza musi nas słuchać, tylko, że dzisiaj nie ma zgody wśród
robotników, i wszyscy nas dymają…"Co ciekawe podobnych wypowiedzi
było na tym forum kilkanaście, więc ta, będąc jedną z
łagodniejszych, posłużyła mi jako przykład „proletariackiego
myślenia” znacznej grupy ludzi w Polsce.
Najciekawsza
jest końcowa część przemyśleń, dotycząca istoty
sprawiedliwości społecznej, która według Polaka 343 powinna
polegać na równym podziale dóbr według zasady „jeśli ja nic
nie mam to ty też nie powinieneś nic mieć.”, dotyczyć to miało
w przeszłości nadużyć:(…) „ tej złodziejskiej nomenklatury”
a współcześnie klasy politycznej czyli „tych złodziei przy
korycie”:-). Całość przypomina refleksję polskiego komunisty z
lat1945-56, który w jednej z ideologicznych pogadanek do towarzyszy,
wyraża zadowolenie, że w socjalistycznej Polsce, wreszcie nikt nie
jeździ do zagranicznych kurortów!:-))
Polak
343 napisał też, że on nie był komunistą, ponieważ nie
należał do partii, jednak nie walczył,podobnie jak większość
członków Solidarności o zniesienie socjalizmu, tylko o jego
reformę, polegającą na zwiększeniu uczestnictwa robotników w
sprawowaniu władzy, oraz poprawę ich sytuacji finansowej...
To częste tłumaczenie przedstawicieli środowisk chłopskich i robotniczych, zdających się zapominać o całym "skansenie socjalistycznych przywilejów" i "punktach za pochodzenie", dzięki którym 3/4 polskiej inteligencji ma obecnie chłopskie korzenie.
Drogi
Polaku 343-nie wystarczył brak uczestnictwa w strukturach
organizacyjnych PZPR, by wyjść czystym z tego bolszewickiego
rynsztoka!!!! Ponieważ, cały system oparty o tzw rewolucję
społeczną, i sfałszowane wybory,(czyli de facto- „ rozbój
społeczny” ),był zbrodniczy!!!Więc wszyscy, którzy z niego
korzystali, nie rezygnując z „ pakietu ułatwień dla ludu” i
nie kontestując ówczesnej rzeczywistości, wyszli w pewien sposób
zbrukani...
Co
ciekawe- umieszczenie słów :dyktatura i demokracja w jednym zdaniu,
nie wydaje się Polakowi 343 dziwne czy niestosowne. Również
konstatacja, że „jeśli rząd nie spełni oczekiwań górników to
pół miliona tych ostatnich, zrówna z ziemią budynek sejmu”- nie
jest, według niego elementem społecznego bandytyzmu ale przejawem
zdrowego podejścia klasy robotniczej do problemu redystrybucji
dóbr.:-)).
Przypomnijmy
że utrzymanie całego „górniczego skansenu”, kosztuje Państwo
4 miliardy złotych rocznie plus 1,3 miliarda strat spowodowanych
przez nierentowny system górniczego wydobycia. Same deputaty węglowe
dla pracowników i emerytów górniczych to 1.2 miliarda złotych
rocznie!W takich okolicznościach domaganie się przez związki
zawodowe 14 i 13 pensji, niezależnie od wypracowanego zysku, oraz
utrzymanie średniej pensji na poziomie 6,6 tys zł jest nadużyciem
i formą społecznego wymuszenia!
W
tym momencie przypomniało mi się zdarzenie z końca lat
siedemdziesiątych , którego byłem świadkiem. Nauczyciel stojący
obok swoich uczniów na peronie dworca jednej z niewielkich
mazowieckich miejscowości zwrócił uwagę grupie rozemocjonowanych
robotników kolejowych, którzy w rozmowie używali wulgaryzmów.
Argumentował, że powinni opanować emocje i rozważniej dobierać
słownictwo, ponieważ wulgaryzmy źle wpływają na młode, chłonne
umysły. Odpowiedź którą usłyszał mogła mu się nie spodobać.
Jeden
z robotników zakomunikował mu, że młodzież powinna się uczyć
prawdziwego życia, a poza tym „ ty zaj….y inteligencie pamiętaj
że to ty jesteś dla nas a nie my dla ciebie”...
Czytając
wypowiedzi Polaka 343 oraz jemu podobnych i obserwując otaczającą
mnie rzeczywistość, odnoszę wrażenie, że znaczna część
polskiego proletariatu nie przestała tak myśleć a odczuwane przez
nich poczucie krzywdy wynika z marginalizacji wpływu tej grupy
społecznej na losy państwa.
Jednak
przeświadczenie, że wszyscy wokół powinni zastosować się do
woli proletariatu bo jest on najliczniejszą grupą społeczną -
trąci rewolucyjnym marksizmem, który miejmy nadzieję został
ostatecznie pogrzebany. Inaczej istnieje ryzyko przywrócenia dawnej
formy dyskursu, dającej zamknąć się w zdaniu: „Dajcie nam co
chcemy albo dostaniecie po mordzie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz