Do niedawna wiele
podróżowałem po Polsce rowerem. Praktycznie w każde wakacje
zdarzało mi się pakować sakwy i ruszać w trasę. Zaletą takiego
sposobu podróżowania jest możliwość wnikliwej obserwacji
otoczenia, a przede wszystkim sposobu funkcjonowania lokalnych
społeczności we wszystkich zakątkach naszego kraju.:-))
A było co
obserwować! Zacząłem doświadczać w praktyce,skutków zmian
zachodzących w kraju po wstąpieniu do Unii Europejskiej. Zaliczam
do nich lepsze drogi, pojawiające się jak grzyby po deszczu -
ścieżki rowerowe, łatwiejszy dostęp do placówek handlowych i
kulturalnych. Jednym słowem : „sielanka”. Ale kiedy wejść w to
trochę głąbiej to okazuje się że nie jest wcale tak różowo.
Lepsze drogi kończą się gdzieś w „szczerym polu”, ścieżki
rowerowe przebiegają tylko przez środek wsi a na jej granicy
przechodzą płynnie w drogi przeciwpożarowe z piachem po osie. Na
kempingach i polach namiotowych brak jest bankomatów, zdarza się
,że po pieniądze lub dla uzyskania pomocy medycznej trzeba jechać
kilkadziesiąt kilometrów do sąsiedniej gminy.
Bywa również, że
gminy fundują sobie kładki dla pieszych nad lokalnymi ciekami, w
miejscach, gdzie nikt od lat nie widział żywej duszy, a perony
kolejowe (patrz Zielona Góra), pojawiają się niespodziewanie w
środku lasu, gdzie jedynie sarny i dziki mogłyby z nich
korzystać...Nie są to odosobnione przypadki bo pieniądze publiczne
wydaje się w ten sposób w całym naszym kraju.
Przeciętny Holender
, Niemiec lub Szwed powiedziałby, w takiej sytuacji, że to zwykła
niegospodarność, ale nie Polak. Dla Polaka nie jest to kwestia
dyskusyjna - skoro taki stan rzeczy istnieje to znaczy, że tak musi
być i nie ma co się nad tym zastanawiać. Przecież nie utrudnia
to w żaden sposób korzystania z ulubionej rozrywki, jaką jest
picie piwa pod sklepem. A, że ktoś uszczknie coś tam z funduszy
unijnych to problem Unii, skoro daje kasę to niech się martwi.
Tylko, boleśnie narzuca się konstatacja , że jest to powtórka z
czasów gierkowskich, kiedy kupione za dewizy na Zachodzie maszyny
rdzewiały pod gołym niebem, bo zamówiono je zanim powstała
fabryka, a budowane w ekspresowym tempie drogi dla uczczenia
przyjazdu I sekretarza, rozpadały się po tygodniu ponieważ
asfaltowy dywanik kładziono na piaskowym podłożu.
Dr hab. Piotr Nowak
z Uniwersytetu Jagiellońskiego , twierdzi, iż taki stan rzeczy
wynika z adaptacji dawnego ,komunistycznego systemu zarządzania,
stosowanego w prowincjonalnej Polsce przez PZPR. W wywiadzie
udzielonym Tomaszowi Borejzie - mówi: „Na górze zwykle
jest jakiś poseł. Najlepiej jak ma tzw. przełożenie na Warszawę
i dojście do jakiegoś ministerstwa. W województwie lub powiecie
znajduje się gwiazda takiego układu. Na ogół jest to człowiek
umocowany politycznie, który pełni rolę pośrednika. Często ci
"organizatorzy" znajdują się też w starostwach
powiatowych. Duże znaczenie ma urząd marszałkowski, bo tam są
pieniądze i realny wpływ na politykę w lokalnych społecznościach.
Natomiast na dole jest poziom gminny, gdzie to wszystko przekłada
się na konkrety – kontrakty i etaty.”1
Jest to układ
żywcem przeniesiony ze struktury PZPR. Na jego czele stał jakiś
lokalny, powiązany z „centralą „ działacz partyjny, dalej
struktura egzekutywy wojewódzkiej i nomenklaturowi dyrektorzy
przedsiębiorstw. Dzisiaj ci dyrektorzy państwowych przedsiębiorstw
zostali zastąpieni przez prywatnych przedsiębiorców, nieformalnie
powiązanych z lokalną władzą.
Powoduje to, że
przetargi na kontrakty w których teoretycznie powinna decydować
cena oraz doświadczenie, wiedza i jakość wykonania usługi,
ustawia się tak by wyeliminować konkurencję z zewnątrz, (ten stan
rzeczy doskonale przedstawiono w serialu „Ranczo” gdzie przetargi, wójt ustawiał tak by wszystkie kontrakty przypadały
Więcławskiemu):-)).
Zainteresowani,
wewnątrz układu dogadują się, kto ma dostać kontrakt. Oczywiście
zawyża się przy tym koszty dla uzyskania spektakularnych korzyści.
Konsekwencje są takie, że świadczone w tym systemie usługi
okazują się tańsze na wolnym rynku niż w zamówieniach
publicznych. Dotyczy to wszystkich dziedzin działalności- od
montażu instalacji, budowy wiat przystankowych, melioracji pól, aż
do dużych projektów budowlanych. W całej Polsce inwestycje są
realizowane po to by znajomi i krewni mogli zarobić a nie dlatego,
że są potrzebne lokalnej społeczności.
Tu znów zacytuję
dr. Nowaka: „Często. Celem wydawania pieniędzy niekoniecznie
jest wizja programowa. Bywa nim znajomość konkretnego wykonawcy.
Skoro coś może wykonać "swój", to się właśnie to
robi. Mam na swoim terenie brukarzy? Zrobię chodniki. Nie zawsze
chodzi o korupcję. Często o brak kompetencji i specyficzny sposób
rozumienia interesu społecznego. Przy czym bardzo trudno jest tego
dowieść, stosując tradycyjne narzędzia badań społecznych.”2
„Mistrzami”w
tej dziedzinie są działacze PSL - „Ze smutkiem muszę
powiedzieć, że widać to po ostatnich wypadkach w PSL-u. Kiedy
czytam, jak zatrzymany poseł awanturuje się z policją i krzyczy,
że nie mogą go dotykać, bo on zna posła Burego i ich załatwi, to
w jego przekonaniu, że może to zrobić, widzę kwintesencję tego,
jak takie układy działają. Ci, którzy mogliby z tym coś zrobić,
bardzo często w nich uczestniczą. Ci, którzy chcieliby z nimi coś
zrobić, są bardzo często za słabi.”3
Mieszkańcy takich
prowincjonalnych miejscowości niejednokrotnie sami są uwikłani w
nielegalne przedsięwzięcia, czego byłem świadkiem w jednej z
„letnich metropolii”, kiedy to tzw „porządny obywatel”przez
30 minut narzekał na niegospodarność i nepotyzm w gminie, oraz
złorzeczył „durnym mieszkańcom” że dają sobą manipulować.
Kiedy go zapytałem dlaczego sam nic z tym nie robi tylko narzeka,
odpowiedział- „coś pan zwariował ja warsztat na czarno prowadzę
jak podskoczę to mnie utrącą..” I tak wygląda obywatelska
postawa polskiej prowincji, aktywizuje ją najczęściej zazdrość,
że powiązany z polityką wójt więcej wyciąga ze swoich
kombinacji niż „porządny obywatel” ze swojego prowadzonego „na
czarno” warsztatu.:-))
Jeśli dodamy do
sieci takich powiązań lokalne media, zależne od finansów gminy,
komendanta policji, który jest szwagrem wójta, prokuratora,
będącego bratem ciotki żony i sędziego który kończył studia z
prokuratorem, to okaże się że lokalny układ stał się twierdzą
nie do zdobycia, a cały aparat państwa jest za słaby by go
zdemontować.
Innym problemem są kompetencje
lokalnych urzędników, spośród których większość to ludzie
słabo przygotowani, trafiający na stanowiska dzięki protekcji
rodzin i znajomych. W socjologii taki sposób aktywności społecznej
nazywany jest"brudnym kapitałem społecznym". Aby odróżnić
gminę z siecią patologicznych powiązań od zarządzanej zgodnie
z zasadami wystarczy przyjrzeć się rozwojowi poszczególnych
miejscowości. Jak pisze Nowak- „ Jeżeli trafiam do gminy, w
której jest kilka lub kilkanaście miejscowości, i widzę, że
wszędzie jest kanalizacja "lub" strategia na rozwiązanie
problemów ścieków i wodociągi, to sobie myślę: to jest dobrze
funkcjonujący wójt. Jeżeli trafiam w miejsce, gdzie jest jedna
centralna miejscowość, która ma wszystko, a inni nic, to się
zastanawiam, kto tutaj rządzi. Kryteria są zresztą często dość
racjonalne. Inwestuje się tam, gdzie potrzebne są głosy. W
miejscowościach, gdzie jest najwięcej mieszkańców.”4
Ostatnim problemem o którym chcę
powiedzieć, a pisałem już o nim w poście: „Zastaw się a
postaw się „,jest bezmyślne małpowanie wzorców zachodnich, bez
dostrzegania kontekstu ich występowania. Większość takich
adaptacji pasuje do polskich realiów jak „pięść do nosa”. Tak
pisze o tym Nowak-„Tutaj jest też taka kwestia, że my jak
papugi próbujemy naśladować cudze rozwiązania. Tymczasem
potrzebujemy własnych. Jak mam sięgnąć do mojej działki, to
jestem pewien, że na polskie rolnictwo nie ma pomysłu. Obawiam się,
że brniemy w pułapkę. Są dobre samorządy, które rozwijają się
w zrównoważony sposób i będą w stanie utrzymać swoje
inwestycje. Ale będą też tacy, którzy nie udźwigną kosztów.
Przy dekoniunkturze nie będą w stanie utrzymać tego, co zbudowali.
Tego nikt nie kontroluje. To jest zostawione na żywioł. Kto spłaci
te kredyty? Kto to wszystko utrzyma? Chyba najlepszy przykład to
aquaparki, które teraz buduje się wszędzie.”5
Ważne
by to wszystko zauważać i nie udawać że tak powinno być. By nie
okazało się po latach, że podobnie jak w „epoce gierkowskiej”
zmarnowaliśmy szanse jakie otworzyły przed nami zachodnie kredyty,
inwestując pieniądze w nietrafione przedsięwzięcia, oraz ufając
ludziom dbającym jedynie o własny interes. „Trzeba
budować metody, które pozwolą ludziom się komunikować,
organizować i współdziałać.”6
1Tomasz
Borejza Onet wiadomości „Polską lokalna rządzą sieci
interesów”
2Tomasz
Borejza Onet wiadomości „Polską lokalna rządzą sieci
interesów”
3Tomasz
Borejza Onet wiadomości „Polską lokalna rządzą sieci
interesów”
4Tomasz
Borejza Onet wiadomości „Polską lokalna rządzą sieci
interesów”
5Tomasz
Borejza Onet wiadomości „Polską lokalna rządzą sieci
interesów”
6Tomasz
Borejza Onet wiadomości „Polską lokalna rządzą sieci
interesów”